poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 11

 Hej, mam nowy szablon jak widzicie :D Według mnie jest niesamowity, a wy co o nim myślicie ?                                    





~Z punktu widzenia Ellie~
    Na kolacji byłam strasznie zdenerwowana, i musiałam uważać żeby Elizabeth tego nie zauważyła. Inaczej bym musiała jej o wszystkim powiedzieć a ona powiedziała by Terry'emu, który z kolei doniósłby nauczycielom.Gdy mieliśmy iść do swoich dormitoriów bliźniacy posłali mi porozumiewawcze spojrzenie, po czym odeszli w stronę wieży Gryffndoru. Wydawało mi się dziwne to, że uczniowie starają się trzymać w tajemnicy gdzie znajdują się nasze  w Hogwarcie, a właśnie ja wiedziałam gdzie jest wieża Gryffindoru. Czułam się z tym dziwnie. W pokoju wspólnym porozmawiałam jeszcze trochę z Jamesem i Elizabeth, po czym poszłam do pokoju gdzie Posy, Alice i Cho w piżamach siedziały na łóżkach pochłonięte rozmową. Nie chciałam im przerywać dlatego czym prędzej przebrałam się w piżamę i sięgnęłam po mugolską książkę pt. "W Pierścieniu Ognia" autorstwa Suzanne Collins, którą zabrałam ze sobą z domu. Mam jeszcze część pierwszą i trzecią, po przeczytaniu pierwszej części wciągnęła mnie ta trylogia jak nic innego. Zapaliłam świecę
-Co czytasz ? - zapytała wreszcie Posy.
-"W Pierścieniu Ognia" - uśmiechnęłam się gdy nagle uświadomiłam sobie gdzie słyszałam już imię mojej koleżanki z pokoju. - No tak ! Teraz już wiem gdzie słyszałam twoje imię ! - zwróciłam się do Posy, która zrobiła zdziwiona minę. - W tej książce siostra jednego z bohaterów, a konkretnie to Gale'a ma na imię Posy . - oświadczyłam z powagą.
- Gej-kogo? - zapytała zdezorientowana Alice, na co wszystkie oprócz niej wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Mówi się Gejla. - powiedziałam ledwo nie mogąc stłumić śmiechu.
-No dobra, niech wam będzie. Gejla. - powiedziała z powagą podkreślając szczególnie ostatnie słowo.
-Dobra dziewczyny pozwólmy jej czytać. - zakończyła Cho.
-Dziękuję. - powiedziałam i zaczęłam wreszcie czytać. :

"-Cześć, Katniss - wita się tak, jakbyśmy znali się od lat, choć nigdy się nie spotkaliśmy.
- Cześć, Finnick - odpowiadam równie swobodnie, choć wcale tak się nie czuję. Stoi zbyt blisko, a na dodatek jest półnagi.
- Masz ochotę na cukier ? - Wyciąga dłoń pełną białych kostek. - Ma być dla koni, ale czy to istotne? One jeszcze latami będą się opychały przysmakami, a ty i ja... Cóż, jeśli wpadnie nam oko słodki smakołyk, powinniśmy szybko zgarnąć go dla siebie.
    Finnick Odair to żywa legenda Panem. Ponieważ zwyciężył z Sześćdziesiątych Piątych Głodowych Igrzyskach, kiedy miał zaledwie czternaście lat, pozostaje jednym z najmłodszych triumfatorów. Pochodzi z czwartego dystryktu, więc był zawodowcem i dlatego miał większe szanse niż jego rywale, ale żaden trener nie mógłby zapewnić mu niezwykłej urody. Jest wysoki, atletycznie zbudowany, ma złocistą skórę, brązowe włosy i niesamowite oczy. Inni trybuci z jego igrzysk często znajdowali się w krytycznej sytuacji i ratowały ich drobne prezenty, takie jak garść ziarna czy pudełko zapałek, a Finnickowi nigdy niczego nie brakowało, zawsze miał pod dostatkiem żywności, lekarstwo broni. Mniej więcej po tygodniu rywale uświadomili sobie, że to jego należy jak najszybciej wyeliminować, ale było już za późno. Świetnie walczył i miał do dyspozycji włócznie oraz noże, które znalazł w Rogu Obfitości. Kiedy na srebrnym spadochronie sfrunął do niego trójząb, chyba najdroższy prezent, jaki widziałam na arenie, w zasadzie było już po turnieju. Czwarty Dystrykt zajmuje się rybołówstwem, a Finnick spędził na łodziach prawie całe życie, więc trójząb był naturalnym, śmiertelnie groźnym przedłużeniem jego ręki. Na dodatek uplótł sieć z winorośli, którą znalazł na arenie, i za jej pomocą unieruchamiał rywali, żeby tym łatwiej przeszywać ich trójzębem. Już po kilku dniach korona zwycięzcy znalazła się na jego głowie i od tamtej pory kapitolińczycy rozpływają się nad nim z zachwytu. "
Finnick to zdecydowanie mój ulubieniec z tej trylogii. Przeczytałam jeszcze kilkadziesiąt stron, gdy zauważyłam, że powinnam już iść na umówione miejsce. Księżyc był już wysoko na niebie, i dzisiaj miała być pełnia, co jeszcze bardziej mnie przeraziło. Na lekcji Obrony Przed Czarną Magią co prawda nie mieliśmy jeszcze o działaniu pełni,ale wiedziałam, że wtedy przemiany dokonują wilkołaki. Wsunęłam na siebie sweter, spodnie i wiązane buty. Pod pazuchą miałam schowaną Mapę Podróżną.
    Zeszłam po schodach do pokoju wspólnego najciszej jak się dało. Miałam nadzieję, że Terry poszedł już spać.Schodziłam właśnie z ostatniego schodka i ukradkiem zajrzałam do pokoju.
- Uffff - szepnęłam cicho. Na szczęście nikogo nie było. Wymknęłam się z wieży. Chciałam iść bocznymi korytarzami, ale uznałam że jeszcze nie tak bardzo dobrze znam Hogwart i mogłabym się zgubić, a tutaj nawet Mapa Podróżna by mi nie pomogła. Minęłam właśnie zakręt gdy zobaczyłam unoszącego się pod sufitem Irytka. Czym prędzej schowałam się za ścianą, żeby mnie nie zauważył. Spojrzałam na zegarek, mam jeszcze pięć minut do czasu zbiórki na dziedzińcu. Wyjrzałam znowu, aby sprawdzić czy skrzat nadal tam jest. Mam ogromne szczęście, pomyślałam. Poltergeist już odleciał a ja mogłam iść dalej.
    Na miejscu zastałam już Freda, Georga, Amandę  i Lee. Przywitaliśmy się cicho.
- To jak gotowa ? - zapytał Fred.
- Chyba tak . - uśmiechnęłam się półgębkiem.
- Masz Mapę ? Będzie nam potrzebna . - zapytał Lee.
- Tak mam. - odpowiedziałam wyciągając moją pierwszą nagrodę w Hogwarcie.
- Super. Anda, trzymaj, przebierz się. - powiedział George rzucając Amandzie małe zawiniątko. Po otworzeniu ukazała nam się stara, wyświechtana szata.
- Znaleźliśmy ja w starym składziku na miotły. - powiedział z dumą w głosie George.
- Eee, a sprawdziliście czy nie ma tam żadnych myszy, albo innych magicznych robali ? - zapytała  obrzydzeniem na twarzy Amanda .
- Możesz być spokojna. - odpowiedział Lee. Moja przyjaciółka niechętnie wciągnęła na siebie stare ubranie.
- No Amy, do dzieła. Lustereczko, lustereczko, powiedz przecie kto jest najpiękniejszy w świecie ? - zachęciłam. W ciągu kilku sekund pojawił się przed nami, stary i przygarbiony woźny. Chłopcy aż zaniemówili z wrażenia.
- Ja - odpowiedziała krzywiąc  się Amanda.Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, zapominając o tym , że przecież robimy nielegalną wycieczkę do Zakazanego Lasu. Gdy tylko sobie o tym przypomniałam, to przestałam się śmiać.
- Ej, cisza ! - krzyknęłam szeptem. - Jeszcze nas usłyszą i złapią.
- Oups! - powiedzieli wszyscy jednocześnie zakrywając sobie usta ręką.
- To jak idziemy ? - zapytał w końcu Lee.
-Tak ruszajmy już. - powiedział Fred. Każdy z nas, oprócz Amandy która miała mnie i Georga trzymać za rękę, wziął po lampie. Upewniłam się jeszcze czy nie zgubiłam różdżki lub Mapy, po czym wyszliśmy z dziedzińca. Księżyc świecił już wysoko dzięki czemu lampy były nam prawie zbędne. Szliśmy bez słowa przez błonia, kierując się do ścieżki leżącej niedaleko chatki Hagrida. W oknie paliło się światło czyli nasz gajowy jeszcze nie spał.Miałam już nadzieję, że dojdziemy do lasu bez przeszkód, jednak myliłam się. Po chwili usłyszeliśmy donośne szczekanie psa, a zza chatki wyszedł Hagrid w towarzystwie jakiegoś wielkiego kundla. Amanda momentalnie stanęła i gapiła się na gajowego.
- Witaj Argusie ! - zawołał podchodząc do nas. Szturchnęłam mocno moją przyjaciółkę, która od jakiegoś czasu zamarła. Na szczęście ocknęła się i odchrząknęła.
- Rubeus ! - starała się naśladować głos Filcha.
- Co to za uczniaki ? Jesteście chyba pirszoroczni co ? - był bardzo ciekawski, co było bardzo denerwujące dla nas, a właściwie to dla mnie bo patrząc na chłopaków stwierdziłam, że nic ich to nie rusza.
- Hmmmm... Mają karę- przejść po Lesie. - oznajmia Anda. Niestety nie brzmi to zbyt przekonująco.
- Mam z nimi iść ? - pyta znienacka Hagrid. stojący niedaleko Lee dyskretnie kręci przecząco głową.
- N-nie. Poradzę sobie.
- Jak macie na imię ? - pyta zwracając się do nas.
- Fred...
- i George Weasleyowie.
- Lee Jordan.
- Ellie Martin.
- Ama... - zaczęła Amanda zapominając, że jest Filchem. George kopnął ją z tyłu w kostkę w ostatniej chwili powstrzymując ją od dalszej wypowiedzi. Rubeus dziwnie się na nią spojrzał.
- Cholibka. No dobra, tylko uważaj bo jest pełnia. - powiedział na koniec i wszedł razem z psem do domu.










~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj rozdział jest krótszy, bo nie chcę od razu wszystkiego zdradzać ;)  Pamiętajcie, że gdy jest takie słowo innego koloru niż cały tekst to kliknijcie, o otworzy wam się zdjęcie :D
Następny rozdział będzie w przyszłym tygodniu, bo jestem chora a w piątek jadę na wesele kuzyna i muszę jeszcze załatwić sporo spraw ;)

piątek, 25 kwietnia 2014

Informacja

Pewnie zastanawiacie się czemu blog wygląda tak, a nie inaczej...
Otóż to będzie chwilowy stan. Już niedługo blog zyska nowy, niepowtarzalny wygląd. Mam nadzieję, że przez to nie zniechęcicie się do czytania tego bloga :)
Jeszcze raz przepraszam za niedogodności.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 10

Oby zdrowie dopisało i jajeczko smakowało, by szyneczka nie tuczyła, atmosferka była miła, a zajączek uśmiechnięty - przyniósł wreszcie te prezenty! Wszystkiego Najlepszego !:D




   Mapę Podróżną, wygrał lub wygrała 
... panna Ellie Martin! - krzyknął nasz nauczyciel od astronomii. Przez chwilę stałam osłupiała. Ja ? Ja wygrałam mapę ? Nie mogłam w to uwierzyć, a jednak . Udało się ! Zewsząd otoczyli mnie uczniowie i gratulowali mi wygranej. Amanda szeroko się do mnie uśmiechała, a Fred, George i Lee krzyczeli :
- Taaak ! To nasza przyjaciółka Ellie ! Braaaawo ! - i klaskali głośno w ręce. Po chwili podszedł do mnie nauczyciel i wręczył mi do ręki srebrny zwój. Schowałam go od razu do torby, nie chciałam nikomu pokazywać bo jeszcze w tym przepychu by mi ją zniszczono. Zeszliśmy za nauczycielem w dół schodów, gdzie czekali na nas prefekci naszych domów. Pożegnałam się z Amandą, Georgem, Fredem i Lee po czym dołączyłam do Posy, Alice i Cho. Te równierz po gratulowały mi wygranej.
    Obudziłam się dosyć późno, zresztą nie tylko ja bo dziewczyny z mojego dormitorium wstały równo ze mną. Ubrałyśmy się i poszłyśmy na późne śniadanie. W wielkiej sali zastaliśmy tylko pierwsze klasy. Reszta uczniów pewnie wylegiwała się już w słońcu na błoniach. Przy stole Gryfonów zauważyłam moich przyjaciół. Postanowiłam, że dzisiaj zjem z nimi, więc przeprosiłam Posy, Cho i Alice i poszłam do nich.
- Hej wszystkim ! - przywitałam się i usiadłam między Lee a Amandą.
- Cześć . - od powiedzieli mi po kolei.
- Co tutaj robisz ? - zapytał ze zdziwieniem George .
- Będę jadła śniadanie w gronie moich najlepszych przyjaciół, a co nie mogę ?
- Nie no ! Oczywiście, że możesz . - od powiedział George nalewając sobie do miski mleka.
- No właśnie . Co macie dzisiaj w planach ? W końcu jest sobota... - zapytałam znowu.
- Słyszeliśmy, że w jeziorze żyje wielka ośmiornica ! - powiedziała z satysfakcją w głosie Fred. -Mamy zamiar sprawdzić czy jest równie groźna jak się o niej mówi.
- Chyba żartujecie ! Nie możecie drażnić tej ośmiornicy ! - oburzyła się Amanda .
- Och Anda, daj spokój. Przecież nie będziemy jej denerwować, prawda chłopaki ? - powiedział niewinnie Lee.
- Oczywiście, że nie. - od powiedział George .
- Dajcie spokój . Jest sobota ! Weekend ! Powinniśmy się cieszyć a nie sprzeczać ... Smacznego - popatrzyli się na mnie po czym od powiedzieli chórem - Smacznego !
  Po śniadaniu razem z Amandą poszłyśmy odrobić jeszcze zadanie domowe do biblioteki. Spotkaliśmy tam Elizabeth, która gdy tylko poznała Amandę zaczęła ją wypytywać o jej "animadztwo". Dochodziło południe, pora obiadu. Gdy usłyszałyśmy gong poszłyśmy do wielkiej sali. Było tam bardzo tłoczno. Tym razem postanowiłam już usiąść przy stole Krukonów. Nagle ze stołu zaczął się wyłaniać jakiś obłok, który potem ukształtował się w głowę. To był duch, duch pięknej dziewczyny. Po chwili pokazała się jej szata. Widać było, że jest stara i zniszczona.
- Pssst, Elizabeth, kto to jest ? - nie wiem czemu, ale szeptałam. Ale nawet to nie uszło uwadze ducha. Duch dziewczyny spojrzał się na mnie, a potem na innych uczniów siedzących w sali. Miała bardzo przestraszony wzrok i po chwili zniknęła pod stołem.
- To była Helena Ravenclaw - odpowiedziała na pytanie Elizabeth.
- hmmm... no tak, przecież wspomniałam o niej w moim wypracowaniu. - przypomniało mi się.
   

~ Z punktu widzenia Amandy~
  Siedziałam właśnie z Ellie na dziedzińcu, rozmawiałyśmy o lekcji latania gdy obok nas nastąpił jakiś wybuch. Podskoczyłyśmy, jednocześnie zrzuciłam moją książkę do Obrony Przed Czarną Magią.
- Ha ha ! Udało się George ! Udało się ! - usłyszeliśmy za plecami krzyk bliźniaków.
- Chłopaki ! Czy wy oszaleliście ?! - krzyknęła ze złością Ellie
-Strasznie się przez was wystraszyłyśmy. Już myślałam, że to burza ! - dołączyłam się do skargi .
- No ok, to miał być żart. Chcieliśmy tylko wypróbować nasz wynalazek. Użyliśmy kilka prostych zaklęć, jeden mały eliksir i proszę... - wytłumaczył się George
-Nazwaliśmy to : mini bomby. Co prawda musimy to jeszcze ulepszyć, ale to i tak już coś ! - powiedział uradowany Fred. - Ale swoją drogą to nie przyszliśmy tu po to żeby was straszyć.
- Mamy dla was propozycję. Dwa słowa ... - i tu Fred ściszył głos - zakazany las !
- Co wy na to żeby się tam wybrać ? - popatrzyliśmy się na siebie z Ellie z nie dowierzaniem, że przyszło im coś takiego do głowy.
- Słucham ?! - zapytała Ellie z nie dowierzaniem.
- Przecież pójście do niego jest surowo zakazane ! Inaczej tak by się nie nazywał ! - próbowałam ich za wszelką cenę odwieść od tego pomysłu chociaż byłam strasznie ciekawa co tam jest .
- Och, dziewczyny. Spokojnie, mamy plan idealny. Nic nam się nie stanie. - ciągnął Fred.
- Ellie ma mapę podróżną, więc zgubić się nie możemy. Amanda jest animagiem co nam pomoże. Będzie super ! - dopowiedział George. - Proszęęęęęę, zgódźcie się ....
- Ale możemy za to zostać wyrzuceni ze szkoły. - Ellie była nieugięta. - Polubiłam Hogwart, nie chcę go opuszczać już po pierwszym tygodniu.
- El, posłuchajmy ich planu a później stwierdzimy czy pójdziemy z nimi czy ich powstrzymamy. - próbowałam ją przekonać bo bliźniacy cały czas patrzyli się na nas z utęsknieniem.
- Ech, do dobra. No to jaki jest ten plan ?
- A więc, w nocy kiedy wszyscy pójdą już spać, wymkniemy się z dormitoriów i spotkamy się w pokoju wspólnym Gryfonów. Pójdziemy na dziedziniec gdzie będzie czekała na nas Ellie, a potem ... - zaczął George, ale Ellie zaraz mu przerwała mówiąc ze strachem :
- Co ?! W nocy ?!
- El, spokojnie. Będziemy mieć lampy i różdżki . - pocieszył ją Fred.
- Hmmm... No dobrze. Przepraszam, mów dalej George.
- A potem, żeby nie zbudzić podejrzeń będziemy musieli iść z jakimś pracownikiem szkoły, że niby mamy karę... - zaczął znów George.
- Wątpię, żeby Hagrid zgodził się od tak iść z nami do Zakazanego Lasu. - powiedziałam z ironią. Hagrid był gajowym w Hogwarcie.
- Nie mówię o Hagridzie Amando. - tu George się do mnie uśmiechnął. - Zamienisz się w naszego "ukochanego" pana Filcha. - Jak tylko dokończył to zdanie, Ellie i ja zaczęliśmy się głośno śmiać, aż kilku uczniów siedzących po drugiej stronie dziedzińca usłyszało nas i posłało nam zdziwione spojrzenie.
- Słucham ? Ja w Filcha ? - nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. - Przecież nie mogę. - nadal nie mogłam opanować śmiechu - Podpisywałam specjalny regulamin, przecież wiecie co mogę a czego nie.
- No dziewczyny, bądźcie wyrozumiałe ! Pójdziecie z nami ? - zapytał ostatecznie Fred.
- Musimy się naradzić. - powiedziałam i obróciłam się do Ellie tak żeby chłopcy nas nie słyszeli.Porozmawiałam z nią chwilę, była do tego sceptycznie nastawiona. Odwróciliśmy się,a Fred i George spojrzeli na nas z utęsknieniem.
- No dobra zgadzamy się . - powiedziała Ellie patrząc na mnie znacząco. Bliźniacy rzucili się w naszą stronę i mocno nas uścisnęli mówiąc :
- Dziękujemy ! Jesteście najlepszymi przyjaciółkami na świecie ! I obiecujemy, że jeśli nas przyłapią to bierzemy wszystko na siebie.
-No dobra, koniec tych czułości bo się rozmyślimy. - powiedziałam z irytacją w głosie, na co wszyscy zaczęliśmy się śmiać. - Okej, to wy się śmiejcie a ja muszę iść. 
- Czemu co się stało ? - spytała zaniepokojonym głosem Ellie.
- Nic. Po porostu muszę iść i znaleźć Filcha. Trzeba z nim porozmawiać, przyjrzeć się przed przemianą w niego.
- Mamy iść z tobą ? - zapytał Fred. W tej samej chwili na dziedziniec wleciała sowa. - O to Errol. - Puchacz zatoczył nad naszymi głowami koło, a potem upuścił list trzymany w dziobie. George w ostatniej chwili złapał go tuż przed upadkiem na ziemię. Rozerwał kopertę.
- To od rodziców. Cieszą się, że jesteśmy w Gryffindorze i jak zawsze proszą żebyśmy nie robili niczego co mogłoby nas wyrzucić ze szkoły. Piszą też, że przepraszają że odpisali dopiero teraz ale Errol zderzył się z inną sową w locie. - przeczytał George. - Głupia sowa !
- Na fasolki Bertiego Botta ! Na śmierć zapomniała. - krzyknęła Ellie łapiąc się za głowę. - Rodzice prosili mnie o wysłanie do nich listu z informacją do jakiego domu trafiłam. Na śmierć o tym zapomniałam. - wyjaśniła nam po chwili.
- Ellie spokojnie. Ja pójdę z Georgem do Filcha a ty idź napisać ten list dobrze ? - próbowałam ją uspokoić.
- To ja pójdę z tobą . - zaproponował Fred.
   Szłam z Georgem w stronę schowka na miotły w nadziei, że tam właśnie spotkamy Filcha. Nie pomyliliśmy się. Zanim jednak podeszliśmy do niego zagadać, uważnie się mu przyjrzałam, każdy detal, jego wzrost, postura oraz cera, kiedy skończyłam podeszliśmy do niego.
- Przepraszam pana. - zaczęłam, przyglądając się jego oczom, włosom, rysom twarzy a nawet zębom.
- Czego ?! - warknął swoim ochrypłym głosem.
- Mamy do pana małe pytanie. Czy mogę je zadać ? - powiedziałam milutkim głosem. George stał koło mnie i się nie odzywał.
- Nie mam czasu na jakieś pogaduszki ze wścibskimi uczniami.
- Ale to zajmie nam tylko minutkę. - odezwał się wreszcie George.
- Uciekać mi stąd, bo inaczej wytargam was za uszy !- daliśmy już sobie z nim spokój i odeszliśmy bez słowa. I tak już wiem jak wygląda. Szliśmy w stronę biblioteki.
- Jakie pytanie chciałaś mu zadać ? - zapytał po chwili George.
- Już je zadałam. - odpowiedziałam z uśmiechem.- "Mogę je zadać?", pytanie to pytanie. - rudzielec uśmiechnął się.
- Dobra, chodźmy już do biblioteki. Ellie i Fred na pewno już na nas czekają.
     -I co ? Jak poszło ? - zapytała Ellie zniecierpliwiona.
-Wszystko dobrze. Trzeba tylko przećwiczyć przemianę. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- To chodźmy gdzieś indziej. Tu jest za dużo uczniów. - powiedział Fred rozglądając się po sali. Było tam jakieś 25 osób w tym Percy, brat bliźniaków. Chłopcy pożegnali się przypominając jeszcze plan działania. Dziś o 22.00 gdy wszyscy będą już spali wymkną się z wieży Gryffindoru i zejdą na dziedziniec gdzie Ellie ma już czekać.
- Może chodźmy do szatni przy boisku do Quidditcha co ? I tam poćwiczysz. - wpadła na pomysł El.
- Dobry pomysł. Na pewno nikt nam tam nie przeszkodzi. Dzisiaj treningów i tak nie ma. - odpowiedziałam z entuzjazmem.
   Za każdym razem gdy próbowałam się przemienić, a wychodziło mi to marnie, Ellie ryczała ze śmiechu. Na początku udało mi się zmienić tylko głowę i twarz, ale z czasem udało mi się całej przemienić. Stanęłam przed Ellie w zupełnie innej postaci a ta przestała się śmiać.
- No no no, Anda nie poznaję cię ! - i znów wybuchła śmiechem a ja razem z nią, dzięki czemu stałam się na powrót Amandą.
- El nie pomagasz ! Musze jeszcze zmieniać głos, ale jak tak dalej pójdzie to przyłapią nas i wylecimy z Hogwartu. - oburzyłam się . - Napisałaś ten list ? - próbowałam zmienić temat, żeby przestała się śmiać. Na chwilę spoważniała.
- Tak wysłałam już Okky do domu. Napisałam chyba z pół strony z przeprosinami, że dopiero teraz. Tłumaczyłam się, że nie miałam czasu przez zadania domowe no i musiałam pozwiedzać cały zamek. Mam nadzieję, że nie dostanę za to ochrzanu. - powiedziała z nadzieją w głosie.
- No to życzę powodzenia. Chodźmy już do zamku. Zaczyna się ściemniać.- rzuciłam, po czym poszliśmy na kolację.



~~~~~~~~~~~~~~~~
Przeprasza, Przepraszam i jeszcze raz przepraszam ! Miałam mało czasu, ten rozdział musiałam pisać wieczorami, czasem do późna. Do tego jestem lektorką w kościele i musiałam jeździć prawie codziennie. :) Teraz są święta, więc jeszcze raz życzę wam wszystkiego Dobrego !
Ps. Jak myślicie, czy naszym bohaterom uda się wejść do Zakazanego Lasu niezauważalnie ?



   

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 9

Ten rozdział dedykuję mojej wiernej czytelniczce - Monice Kaźmierskiej . Dziękuję !!!
Proszę proszę proszę proszę, jeśli czytasz = skomentuj :)
UWAGA ! Gdy napis jest zapisany na kolor niebieski - należy kliknąć a otworzy wam się zdjęcie owej rzeczy :D




    -Jak już mówiłam, to nic takiego. Musiała tylko zapoznać się i podpisać specjalny regulamin dla metamorfomagów... - nie zdążyłam dokończyć bo Bethy weszła mi w zdanie .
- Metamorfomag ?  Jak twoja koleżanka ma na imię . - zapytała z nie dowierzaniem.
- To Amanda nim jest. Teraz ma zakaz przemieniania się całkowicie w inną osobę. Może tylko zmienić drobne rzeczy takie jak włosy czy kolor oczu .
- To ta dziewczyna z Gryffindoru, tak ? - spytała ponownie.
- Tak to Gryfonka. - potwierdziłam jej słowa. Rozmawialiśmy jeszcze pół godziny zostawiając temat Amandy w spokoju. W końcu pożegnałyśmy się i poszłyśmy do sypialni. W dormitorium zastałam wszystkie trzy dziewczyny siedzące w piżamach na łóżkach, jadły właśnie magiczne fasolki. Wskoczyłam szybko w piżamę i położyłam się na srebrno-granatowej pościeli.
- Hej ! Ellie ! Łap ! - krzyczy nagle Posy i rzuca mi pudełeczko z fasolkami . Na szczęście złapałam je w ostatniej chwili.
-Dzięki Posy. - rozmawiałyśmy jeszcze przez jakiś czas po czym poszłyśmy spać. Śniło mi się, że latam na miotle jak zawodowiec łapię właśnie złoty znicz na mistrzostwach świata .
   Obudziłam się o 7.30, a zajęcia miałam na 9.00. Spakowałam wszystkie książki, ubrałam szkolny mundurek i zeszłam na dół. Dzisiaj był piątek, pierwszy tydzień już za mną - pomyślałam. W salonie było sporo uczniów. Zauważyłam kilka osób tłoczących się przy tablicy ogłoszeń , więc ja również tam podeszłam. Gdy już się przepchnęłam to zauważyłam ogłoszenie, które tak wszystkich zaciekawiło. Było tylko napisane, że trwają właśnie nabory do drużyny krukonów w Quidditchu. Niestety nie dla pierwszorocznych. Trochę się zawiodłam bo bardzo polubiłam latanie na miotle, więc postanowiłam uważnie się uczyć na lekcjach latania. Uznałam, że na pewno w przyszłym roku będę startować do drużyny. Poszłam przywitać się z Elizabeth i poszłyśmy razem na śniadanie. Zjadłam porcję płatków z mlekiem, tosta i wypiłam kubek kawy zbożowej. Po śniadaniu dołączyłam do Freda, Georga, Amandy i Lee i razem ruszyliśmy do lochów na lekcję eliksirów. Dzisiaj Fred miał oddać swoje wypracowanie. Denerwowałam się chociaż to nie ja je oddawałam, lecz pomagałam w jego przygotowaniu. Zeszliśmy już do lochów, tym bardziej byłam bardziej przygotowana i pod szatą miałam sweterek, dlatego nie było mi zimno. Weszliśmy do prawie pustej sali, za biurkiem siedział profesor Snape. Fred wyciągnął wypracowanie i ruszył w jego stronę. Zaczęłam się denerwować i nerwowo przygryzłam wargę cały czas obserwując Freda i Snape'a.Po chwili prof. wstał.
- Siadać na miejscach. - warknął, a wszyscy uczniowie usiedli posłusznie w ławkach. - Dzisiaj uwarzycie Eliksir Zapomnienia. Będziecie musieli zdać jego warzenie na koniec roku. Przepis jest na stronie 16. - otworzyłam książkę i przeczytałam cicho przepis :

  1. Dodać 2 krople wody z rzeki Lethe do kociołka.
  2. Podgrzewać przez 20 sekund.
  3. Dodać 2 gałązki waleriany.
  4. Pomieszać 3 razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
  5. Machnąć różdżką.
  6. Pozostawić do zaparzenia i wrócić po 45 - 60 minutach.
  7. Dodaj 2 porcje składniku standardowego do moździerza.
  8. Dorzucić 4 jagody z jemioły.
  9. Rozgnieść składniki za pomocą tłuczka.
  10. Dodać 2 szczypty rozdrobnionych składników do kociołka.
  11. Pomieszać 5 razy przeciwnie do ruchu wskazówek zegara.
  12. Machnąć różdżką.


- Jest to eliksir powodujący utratę pamięci. - oznajmił . - Będziecie pracować w parach. Martin będziesz pracować z Georgem Weasleyem, Jordan z Barnes, Fred Weasley z Johnson... Macie czas do końca lekcji. Zaczynajcie. - zakończył i usiadł za swoim biurkiem, zaczął sprawdzać wypracowanie.
-To jak zaczynamy co nie ? - wyrwał mnie z zamyśleń George. - Tak zaczynamy. - stanęliśmy przy stole . Po bokach byli Fred z Angeliną i Lee z Amandą.Wyciągnęłam potrzebne składniki, George wrzucił już dwie krople wody z rzeki Lethe.
-Ja będę podgrzewał a ty odliczał 20 sekund okej ? - zapytał .
- Okej. - odpowiedziałam, a on zaczął podgrzewać różdżką kociołek. 20,19,18,17,16 ... 3,2,1 - Koniec . - powiedziałam a mój partner przestał podgrzewać, wrzuciłam dwie gałązki waleriany i pomieszałam trzy razy zgodnie z wskazówkami zegara. George machnął różdżką i odstawiliśmy kociołek na 50 minut żeby się dobrze zaparzyło. W tym czasie poczytaliśmy trochę o skutkach tego eliksiru a potem chcieliśmy porozmawiać z Fredem, Angeliną, Lee i Amandą, ale Snape kazał czytać książkę a nie rozmawiać.

~50 minut później~
  
   Dodaliśmy dwie porcje standardowego składnika do moździerza i dorzuciliśmy cztery jagody z jemioły. Zaczęliśmy właśnie rozgniatać składniki w moździerzu gdy usłyszeliśmy straszny huk, po chwili byliśmy już cali w jakiejś fioletowej papce.
- Co do diabła tu wyprawiacie ?! - Wrzasnął Snape na Lee i Amandę, od których pochodziła dana mieszanka wybuchowa . - Przecież było napisane, że do dwóch porcji podstawowego składnika trzeba dodać cztery jagody z jemioły ! Nie sześć ! Odejmuję wam każdemu po piętnaście punktów. Posprzątać to i wracać do pracy. Eliksir macie nie zaliczony, będziecie musieli przyjść po lekcjach i uwarzyć go jeszcze raz. - uspokoił się dopiero w połowie swojego przemówienia. - A wy na co się tak patrzycie ?! Do roboty, albo wam tez odejmę punkty ! - zwrócił się  do nas na co szybko wróciliśmy do dalszego warzenia eliksiru. Snape popatrzył na nas surowym wzrokiem i machnął różdżką dzięki czemu nie było na nas już ani trochę papki. Wzięliśmy się do warzenia, dodaliśmy dwie szczypty składników z moździerza i pięć razy pomieszaliśmy w kierunku przeciwnym do ruchu zegara. Machnęłam różdżką, a w tym samym momencie Snape podszedł do nas chcąc sprawdzić naszą pracę.
- Spokojnie będzie dobrze. - szepnął mi do ucha George.
- Dobrze - odpowiedział zimno Snape i przeszedł do stolika Freda i Angeliny. Oni również mieli dobrze uwarzone. Uśmiechnęliśmy się do siebie a podchodząc do Amandy zrobiłam smutną minę.
- Będzie dobrze. Przyjdziecie po lekcjach, uwarzycie na spokojnie ten eliksir i wrócicie.
- Tak łatwo ci mówić. Ty byłaś w parze z Georg'em a on jest dobry z Eliksirów. - pożaliła się.
- Och nie przesadzaj - usłyszeliśmy głos Georg'a, który widocznie cały czas przysłuchiwał się naszej rozmowie.Gdy pan prof. już sprawdził całą klasę wrócił do biurka.
- Rozejść się - powiedział Snape. - Weasley ty zostań. - domyśliliśmy się, że chodzi o Freda i jego wypracowanie, dlatego wyszliśmy z sali i czekaliśmy zniecierpliwieni pod klasą. Lee powtarzał z Amandą przepis na Eliksir Zapomnienia. W końcu im się udało i bezbłędnie wyrecytowali całą formułkę, po chwili z klasy wyszedł Fred wyraźnie uszczęśliwiony.
- No i jak ci poszło ? Co ci powiedział ? - zasypywaliśmy go pytaniami.
- Nie uwierzycie ! Dostałem piątkę ! Dziękuję wam ! - wykrzyknął uradowany.
- No gratuluję braciszku ! - powiedział Fred klepiąc brata po ramieniu.
- Co to za hałasy ? - usłyszeliśmy nagle głos dobiegający z drzwi klasy . - Biegiem na lekcje, bo jak się spóźnicie to odejmę punkty i wtedy nawet ta ocena z wypracowania Weasley'a was nie pocieszy ! - warknął Snape, a my czym prędzej wybiegliśmy z lochów kierując się do klasy Transmutacji. Dzisiaj mieliśmy niby proste ćwiczenie - mieliśmy zamienić igłę w zapałkę . Niestety większości uczniom to nie wychodziło. Mi zamiast całkowicie w zapałkę, zamieniła się tylko główka igły. Byłam tym trochę poirytowana, dlatego gdy wreszcie mi się to udało (z małą pomocą pani profesor) byłam bardzo szczęśliwa i myślałam już, że reszta dnia też taka będzie, niestety myliłam się. Przeszłam razem z bliźniakami, Lee i Amandą na obiad do wielkiej sali. Usiadłam obok Elizabeth, która zawzięcie rozmawiała z Terrym. Gdy tylko mnie zauważyła to odwróciła się i przywitała, pytając jak mi minęły pierwsze lekcje.  Na stole pojawiły się właśnie pierwsze przysmaki dlatego czym prędzej nałożyłam sobie trochę ziemniaków, które polałam ciemnym sosem. Po obiedzie ruszyłam do wieży pani Trelawney, niestety tak się złożyło, że dzisiejszą lekcję mam nie z Gryfonami lecz z Puchonami. Nie było tak źle nie biorąc pod uwagę tych idiotycznych przepowiedzi pani prof., które nie były do spełnienia. Na przykład pewnemu chłopakowi z Hufflepuffu "przepowiedziała", że w przerwie świątecznej aurorzy wpadną do jego mieszkania w Wigilię i zabiorą jego ropuchę,która jest jak twierdzi animagiem, nie zapisanym w rejestrze i ukrywającym się przez kilkadziesiąt lat. W jej ustach brzmiało to tak niedowierzalnie, że nie wiem jakim cudem, ale połowa klasy (Puchoni) zatrzęsła się ze strachu na myśl, że ta sama ropucha jest właśnie w ich salonie głównym. Po skończonej lekcji wróżbiarstwa nadszedł czas na mój ulubiony przedmiot, czyli Obronę przed Czarną Magią. Dzisiaj siedziałam w ławce z Amandą. Mówiliśmy o Dementorach... To straszne stworzenia wysysające duszę, mają nawet do 3 metrów wysokości i noszą czarne poszarpane płaszcze. Te potwory nie mają nóg dlatego unoszą się w powietrzu i rozmnażają się poprzez proces podobny do pączkowania lub podziału - są bezpłciowi. Można je usłyszeć, ponieważ mają głośny świszczący oddech są jednak niewidzialni dla  mugoli i charłaków...
    Ta lekcja wydawała mi się straszna, dlatego ucieszyłam się na myśl, że została tylko jedna godzina do końca zajęć, później tylko około północy mamy astronomię. Mają ją Ślizgoni, Puchoni, Gryfoni i Krukoni razem na najwyższej wieży w Hogwarcie. Jeszcze nie wiedziałam gdzie jest ta wieża dlatego po zajęciach poszłam do biblioteki szukając książki o założeniu Hogwartu. Pomogli mi w tym bliźniacy, ponieważ Amanda i Lee poszli do Snape'a warzyć eliksir zapomnienia. Położenie tej ciężkiej księgi na stole zajęło nam dobre pięć minut. W końcu odnaleźliśmy rozdział o wieży astronomicznej i wieczorem byliśmy już przygotowani z naszymi teleskopami i książkami do lekcji. Prefekci odprowadzili nas na umówione miejsce z nauczycielem i dalej już w towarzystwie Alice, Posy i Cho weszłam na najwyższą wieżę w zamku. Noc była cudowna ! Niebo było usiane gwiazdami. Na prośbę nauczyciela rozłożyliśmy swoje teleskopy. Wieża była tak ogromna, że pomieściła wszystkich uczniów i jeszcze było miejsce. Odnalazłam wzrokiem Amandę, Lee,(okazało się, że za drugim razem zdali eliksir bez problemów)Freda i Georga po czym pomachałam do nich ręką zapraszając ich na zajęte obok mnie miejsca.
- Cisza ! - krzyknął nauczyciel. - Zadanie jakie otrzymacie będzie bardzo łatwe. Otóż musicie poszukać na niebie jak najwięcej konstelacji. Trzeba je rozpoznać i zapisać na pergaminie. Osoba, która znajdzie ich najwięcej dostanie ode mnie nagrodę!  - wśród uczniów rozległ się gwar i poruszenie. - Spokój ! - uspokoił nas nauczyciel. - Są jakieś pytania ? Nie? To do roboty, macie półtora godziny. Powodzenia. - Otworzyłam książkę na dziale konstelacji gwiezdnych i od razu wzięłam się do roboty. Zastanawiałam się co może być nagrodą ], zresztą nie tylko ja bo Fred i George cały czas o tym dyskutowali.
- Może to będzie jakieś samopiszące pióro na sprawdziany...
- ... albo magiczne fasolki...
- Chłopaki, nauczyciel na pewno nie da wam czegoś dzięki czemu moglibyście ściągać na sprawdzianie, wątpię też żeby to były fasolki. - rozwiałam ich rozmyślania na co udali oburzenie i jak gdybym nic nie powiedziała, wrócili do wymyślania innych nieprawdopodobnych rzeczy. Dałam sobie spokój i przewróciłam oczami na co bliźniacy się zaśmiali.
- Ha ha . Spokojnie, po prostu uwielbiamy jak się gniewasz. Wychodzi ci to bardzo uroczo. - zaśmiali się klepiąc mnie po ramieniu.
- Panowie Weasley i pani Martin, to nie czas na jakieś młodzieńcze zaloty. Proszę się tym zając na innej lekcji byle nie na mojej. Jeszcze raz coś takiego a odejmę wam punkty. - za naszymi plecami stał pan profesor, uczniowie dookoła zaczęli się śmiać na co ja spłonęłam rumieńcem i odwróciłam głowę. - Wracać do pracy ! - krzyknął nauczyciel gdy śmiechy nie ucichły.
  Po upływie  niespełna godziny nauczyciel ogłosił koniec czasu na szukanie konstelacji. Pozbierał pergaminy z odszukanymi konstelacjami, czułam zdenerwowanie tym bardziej, że arkusz Amandy był cały zapisany.   Po dziesięciu minutach przeglądania kartek, nauczyciel stanął przed nami, kilku uczniów zaczęło delikatnie trząść się z niecierpliwości.
- Skończyłem sprawdzać wasze arkusze. Wielu z was zastanawiało się co będzie nagrodą... - nauczyciel wyciągnął srebrny pergamin, rozwinął go a my ujrzeliśmy białe punkciki rozsiane na granatowym tle. - Wielu z was nie ma pojęcia co to jest, więc już wam wyjaśniam. To jest mapa podróżna, po stuknięciu różdżką i wypowiedzeniu odpowiedniego zaklęcia ukazują się na niej cała droga do celu,  do którego chcemy się dostać - wielu uczniów wstrzymało oddech. Pomyślałam, że fajnie by było mieć taką mapę, ale wiedziałam, że mogę jej nie wygrać.- A teraz czas na werdykt.- oznajmił po chwili pan profesor, dzięki czemu zapadła grobowa cisza, tylko gdzieś na niebie słychać było pohukiwanie sów. -Mapę podróżną wygrał lub wygrała ...



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam, że dopiero dzisiaj, ale byłam u babci i nie miałam pod ręką żadnego komputera. Zbieram dedykacje na rozdział :D Jest już 9 rozdział !! Następny mam już prawie gotowy, dlatego myślę, że pojawi się już w tym tygodniu. Iiiiiiiiiii ... mam do was pytanie : znacie jakieś szabloniarnie potterowskie ?? Jeśli tak to podacie ?? Bardzo mi na tym zależy... ;)