poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 11

 Hej, mam nowy szablon jak widzicie :D Według mnie jest niesamowity, a wy co o nim myślicie ?                                    





~Z punktu widzenia Ellie~
    Na kolacji byłam strasznie zdenerwowana, i musiałam uważać żeby Elizabeth tego nie zauważyła. Inaczej bym musiała jej o wszystkim powiedzieć a ona powiedziała by Terry'emu, który z kolei doniósłby nauczycielom.Gdy mieliśmy iść do swoich dormitoriów bliźniacy posłali mi porozumiewawcze spojrzenie, po czym odeszli w stronę wieży Gryffndoru. Wydawało mi się dziwne to, że uczniowie starają się trzymać w tajemnicy gdzie znajdują się nasze  w Hogwarcie, a właśnie ja wiedziałam gdzie jest wieża Gryffindoru. Czułam się z tym dziwnie. W pokoju wspólnym porozmawiałam jeszcze trochę z Jamesem i Elizabeth, po czym poszłam do pokoju gdzie Posy, Alice i Cho w piżamach siedziały na łóżkach pochłonięte rozmową. Nie chciałam im przerywać dlatego czym prędzej przebrałam się w piżamę i sięgnęłam po mugolską książkę pt. "W Pierścieniu Ognia" autorstwa Suzanne Collins, którą zabrałam ze sobą z domu. Mam jeszcze część pierwszą i trzecią, po przeczytaniu pierwszej części wciągnęła mnie ta trylogia jak nic innego. Zapaliłam świecę
-Co czytasz ? - zapytała wreszcie Posy.
-"W Pierścieniu Ognia" - uśmiechnęłam się gdy nagle uświadomiłam sobie gdzie słyszałam już imię mojej koleżanki z pokoju. - No tak ! Teraz już wiem gdzie słyszałam twoje imię ! - zwróciłam się do Posy, która zrobiła zdziwiona minę. - W tej książce siostra jednego z bohaterów, a konkretnie to Gale'a ma na imię Posy . - oświadczyłam z powagą.
- Gej-kogo? - zapytała zdezorientowana Alice, na co wszystkie oprócz niej wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Mówi się Gejla. - powiedziałam ledwo nie mogąc stłumić śmiechu.
-No dobra, niech wam będzie. Gejla. - powiedziała z powagą podkreślając szczególnie ostatnie słowo.
-Dobra dziewczyny pozwólmy jej czytać. - zakończyła Cho.
-Dziękuję. - powiedziałam i zaczęłam wreszcie czytać. :

"-Cześć, Katniss - wita się tak, jakbyśmy znali się od lat, choć nigdy się nie spotkaliśmy.
- Cześć, Finnick - odpowiadam równie swobodnie, choć wcale tak się nie czuję. Stoi zbyt blisko, a na dodatek jest półnagi.
- Masz ochotę na cukier ? - Wyciąga dłoń pełną białych kostek. - Ma być dla koni, ale czy to istotne? One jeszcze latami będą się opychały przysmakami, a ty i ja... Cóż, jeśli wpadnie nam oko słodki smakołyk, powinniśmy szybko zgarnąć go dla siebie.
    Finnick Odair to żywa legenda Panem. Ponieważ zwyciężył z Sześćdziesiątych Piątych Głodowych Igrzyskach, kiedy miał zaledwie czternaście lat, pozostaje jednym z najmłodszych triumfatorów. Pochodzi z czwartego dystryktu, więc był zawodowcem i dlatego miał większe szanse niż jego rywale, ale żaden trener nie mógłby zapewnić mu niezwykłej urody. Jest wysoki, atletycznie zbudowany, ma złocistą skórę, brązowe włosy i niesamowite oczy. Inni trybuci z jego igrzysk często znajdowali się w krytycznej sytuacji i ratowały ich drobne prezenty, takie jak garść ziarna czy pudełko zapałek, a Finnickowi nigdy niczego nie brakowało, zawsze miał pod dostatkiem żywności, lekarstwo broni. Mniej więcej po tygodniu rywale uświadomili sobie, że to jego należy jak najszybciej wyeliminować, ale było już za późno. Świetnie walczył i miał do dyspozycji włócznie oraz noże, które znalazł w Rogu Obfitości. Kiedy na srebrnym spadochronie sfrunął do niego trójząb, chyba najdroższy prezent, jaki widziałam na arenie, w zasadzie było już po turnieju. Czwarty Dystrykt zajmuje się rybołówstwem, a Finnick spędził na łodziach prawie całe życie, więc trójząb był naturalnym, śmiertelnie groźnym przedłużeniem jego ręki. Na dodatek uplótł sieć z winorośli, którą znalazł na arenie, i za jej pomocą unieruchamiał rywali, żeby tym łatwiej przeszywać ich trójzębem. Już po kilku dniach korona zwycięzcy znalazła się na jego głowie i od tamtej pory kapitolińczycy rozpływają się nad nim z zachwytu. "
Finnick to zdecydowanie mój ulubieniec z tej trylogii. Przeczytałam jeszcze kilkadziesiąt stron, gdy zauważyłam, że powinnam już iść na umówione miejsce. Księżyc był już wysoko na niebie, i dzisiaj miała być pełnia, co jeszcze bardziej mnie przeraziło. Na lekcji Obrony Przed Czarną Magią co prawda nie mieliśmy jeszcze o działaniu pełni,ale wiedziałam, że wtedy przemiany dokonują wilkołaki. Wsunęłam na siebie sweter, spodnie i wiązane buty. Pod pazuchą miałam schowaną Mapę Podróżną.
    Zeszłam po schodach do pokoju wspólnego najciszej jak się dało. Miałam nadzieję, że Terry poszedł już spać.Schodziłam właśnie z ostatniego schodka i ukradkiem zajrzałam do pokoju.
- Uffff - szepnęłam cicho. Na szczęście nikogo nie było. Wymknęłam się z wieży. Chciałam iść bocznymi korytarzami, ale uznałam że jeszcze nie tak bardzo dobrze znam Hogwart i mogłabym się zgubić, a tutaj nawet Mapa Podróżna by mi nie pomogła. Minęłam właśnie zakręt gdy zobaczyłam unoszącego się pod sufitem Irytka. Czym prędzej schowałam się za ścianą, żeby mnie nie zauważył. Spojrzałam na zegarek, mam jeszcze pięć minut do czasu zbiórki na dziedzińcu. Wyjrzałam znowu, aby sprawdzić czy skrzat nadal tam jest. Mam ogromne szczęście, pomyślałam. Poltergeist już odleciał a ja mogłam iść dalej.
    Na miejscu zastałam już Freda, Georga, Amandę  i Lee. Przywitaliśmy się cicho.
- To jak gotowa ? - zapytał Fred.
- Chyba tak . - uśmiechnęłam się półgębkiem.
- Masz Mapę ? Będzie nam potrzebna . - zapytał Lee.
- Tak mam. - odpowiedziałam wyciągając moją pierwszą nagrodę w Hogwarcie.
- Super. Anda, trzymaj, przebierz się. - powiedział George rzucając Amandzie małe zawiniątko. Po otworzeniu ukazała nam się stara, wyświechtana szata.
- Znaleźliśmy ja w starym składziku na miotły. - powiedział z dumą w głosie George.
- Eee, a sprawdziliście czy nie ma tam żadnych myszy, albo innych magicznych robali ? - zapytała  obrzydzeniem na twarzy Amanda .
- Możesz być spokojna. - odpowiedział Lee. Moja przyjaciółka niechętnie wciągnęła na siebie stare ubranie.
- No Amy, do dzieła. Lustereczko, lustereczko, powiedz przecie kto jest najpiękniejszy w świecie ? - zachęciłam. W ciągu kilku sekund pojawił się przed nami, stary i przygarbiony woźny. Chłopcy aż zaniemówili z wrażenia.
- Ja - odpowiedziała krzywiąc  się Amanda.Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, zapominając o tym , że przecież robimy nielegalną wycieczkę do Zakazanego Lasu. Gdy tylko sobie o tym przypomniałam, to przestałam się śmiać.
- Ej, cisza ! - krzyknęłam szeptem. - Jeszcze nas usłyszą i złapią.
- Oups! - powiedzieli wszyscy jednocześnie zakrywając sobie usta ręką.
- To jak idziemy ? - zapytał w końcu Lee.
-Tak ruszajmy już. - powiedział Fred. Każdy z nas, oprócz Amandy która miała mnie i Georga trzymać za rękę, wziął po lampie. Upewniłam się jeszcze czy nie zgubiłam różdżki lub Mapy, po czym wyszliśmy z dziedzińca. Księżyc świecił już wysoko dzięki czemu lampy były nam prawie zbędne. Szliśmy bez słowa przez błonia, kierując się do ścieżki leżącej niedaleko chatki Hagrida. W oknie paliło się światło czyli nasz gajowy jeszcze nie spał.Miałam już nadzieję, że dojdziemy do lasu bez przeszkód, jednak myliłam się. Po chwili usłyszeliśmy donośne szczekanie psa, a zza chatki wyszedł Hagrid w towarzystwie jakiegoś wielkiego kundla. Amanda momentalnie stanęła i gapiła się na gajowego.
- Witaj Argusie ! - zawołał podchodząc do nas. Szturchnęłam mocno moją przyjaciółkę, która od jakiegoś czasu zamarła. Na szczęście ocknęła się i odchrząknęła.
- Rubeus ! - starała się naśladować głos Filcha.
- Co to za uczniaki ? Jesteście chyba pirszoroczni co ? - był bardzo ciekawski, co było bardzo denerwujące dla nas, a właściwie to dla mnie bo patrząc na chłopaków stwierdziłam, że nic ich to nie rusza.
- Hmmmm... Mają karę- przejść po Lesie. - oznajmia Anda. Niestety nie brzmi to zbyt przekonująco.
- Mam z nimi iść ? - pyta znienacka Hagrid. stojący niedaleko Lee dyskretnie kręci przecząco głową.
- N-nie. Poradzę sobie.
- Jak macie na imię ? - pyta zwracając się do nas.
- Fred...
- i George Weasleyowie.
- Lee Jordan.
- Ellie Martin.
- Ama... - zaczęła Amanda zapominając, że jest Filchem. George kopnął ją z tyłu w kostkę w ostatniej chwili powstrzymując ją od dalszej wypowiedzi. Rubeus dziwnie się na nią spojrzał.
- Cholibka. No dobra, tylko uważaj bo jest pełnia. - powiedział na koniec i wszedł razem z psem do domu.










~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj rozdział jest krótszy, bo nie chcę od razu wszystkiego zdradzać ;)  Pamiętajcie, że gdy jest takie słowo innego koloru niż cały tekst to kliknijcie, o otworzy wam się zdjęcie :D
Następny rozdział będzie w przyszłym tygodniu, bo jestem chora a w piątek jadę na wesele kuzyna i muszę jeszcze załatwić sporo spraw ;)

2 komentarze:

  1. Jest fajny, ale ma trochę błędów. Mało akcji.Może jacyś Nocni Łowcy, albo Półbogowie?:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha ha spokojnie . Jeszcze nie weszli do lasu xD

    OdpowiedzUsuń