środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 15

UWAGA ! Odznaczające się kolorem słowa : Bill, Charlie, Percy, Ron, Ginny, Exlibrisy - kryją w sobie zdjęcia :D Wystarczy kliknąć na nie :)



  Zielone płomienie nie ustąpiły, a z kominka wyszedł najpierw pan Weasley, później ich najmłodsza córka Ginny, a tuż po niej Ron. Po nich wyszli kolejno George, Fred, Charlie i Bill. Na końcu wyszła pani Weasley, i po niej ogień zgasł. Tak jak obiecali, byli punktualnie o 13 godzinie.
- Dzień Dobry. - rozgległ się chór Weasleyów.
- Witajcie - odpowiedzieli moi rodzice.
- Dzień Dobry - powiedziałam w końcu, na co każdy z Weasleyów uśmiechnął się i skierował wzrok w moją stronę.
-Bardzo dziękujemy za zaproszenie - uśmiechnęła się pani Weasley.
- To my dziękujemy - odpowiedział mój tata.
- To ja może przedstawie nasze dzieci - uśmiechnął się pan Weasley. - Oto nasz najstarszy syn Bill - wskazał ręką na najwyższego z braci. - Rok młodszy CharliePercy, który chodzi do trzeciej klasy. Freda i Georga już państwo znają. - uśmiechnął się szeroko, po czym wskazał na następnego rudzielca. - To jest Ron . I nasza najmłodsza córka, Ginny. Uff, wszyscy... - otarł sobie czoło reką, na co wszyscy zaczęli się śmiać.
    Godzinę później tata pił już ognistą whiskey z panem Weasleyem, a mama wraz panią Weasley piła herbatę i rozmawiała o Hogwarcie. Ja natomiast pokazałam rudzielcom mój pokój i resztę domu. Opowiadali jak bardzo różni się on od ich Nory, a ja wytłumaczyłam im, że ten został zbudowany przez mugoli. Gdy zaszliśmy na dół, moja mama oznajmiła że czas na obiad, więc poszłam razem z nią do kuchni zostawiając Weasleyów, aby wybrali sobie miejca przy stole. Po chwili jednak do kuchni weszli Bill, Charlie, Percy, Fred i George.
- Możemy w czymś pomóc ? - zapytał grzecznie Bill.
- Oczywiście dzieci, możecie zanieść tą wazę z zupą, koszyk z pieczywem i resztę talerzy z jedzeniem. Ellie pomóż chłopcom. - uśmiechnęła się i powróciła do mieszania sosu. Podeszłam do stołu z zamiarem sięgnięcia po wazę z zupą, ale zamiast tego coś złapało za moje ręce. Odwróciłam się, a za mną stał Fred i George.
- To jest ciężkie, my to weźmiemy. - powiedział troskliwie Fred, po czym puścił moją rękę. Kątem oka zauważyłam jak mama uśmiecha się pod nosem.
- Dzięki, ale poradzę sobie. - nie chciałam wyjść na słabą.
- Ellie, przykro mi, ale nam się...
-... Nie odmawia, gdy dama jest w potrzebie - Dokończył za Georga Fred.
-El, nie bierz tej ciężkiej wazy dobrze ? - wcięła się z pytaniem mama. Niestety, nie moge podważać jej zdania
- Okej. - zostawiłam wazę w spokoju i pomogłam Percy'emu z dwoma talerzami, które starał się podnieść.
      - Dziękujemy Julie, obiad był przepyszny. - Powiedziała pani Molly gdy wszyscy skończyli jeść. - Ta ryba była przepyszna, czym ją przyprawiłaś ?
- Czytałam w mugolskiej książce kucharskiej o skraplaniu ryby limonką lub cytryną przed upieczeniem. - odpowiedziała moja mama.
- Niepomyślałabym nawet żeby przyprawić rybę jakimś cytrusem.
- Przepraszam, za chwilę wrócę. - rzucił mój tata i wstał od stołu, po czym ruszył schodami na górę. Wrócił po krótkiej chwili.
- To jak Arturze, po jeszcze jednej szklaneczce ? - zapytał tata gdy wrócił.
- Chętnie - uśmiechnał się pan Weasley i wstał.
- Ellie, proszę zabierz chłopaków i Ginny do swojego pokoju, dobrze ? - zwrócił się do mnie mój tata.
- Jasne tato. - uśmiechnęłam się. - Chodżcie. - rzuciłam i ruszyłam na górę a za mną cały sznur rudowłosych postaci. Gdy już wszycy weszliśmy do środka to omal nie rozwalilibyśmy mojego pokoju. W rogu gdzie stała moja mała choineczka, dookoła były porozstawiane prezenty a na biurku pełno słodyczy. Ron i Ginny jako pierwsi rzucili się po prezenty. Charlie i Percy usiedli na łóżku a ja Fred, George i Bill podeszliśmy do biurka z słodyczami.
- Super niespodzinkę zrobił twój tata - powiedział Bill
- Tak, często ma takie niezłe pomysły. - odpowiedziałam mu.
- Aaa ! - wszyscy nagle odwrócili się w stronę Ginny, która trzymała w rękach jakieś pudełko.
- Gin co jest ? - zapytał Charlie.
- Zobaczcie co dostałam ! - pokazała pudełko, które trzymała w rekach. Okazało się, że był to zestaw do szydełkowania z różnymi magicznymi gadżetami.
  Następne 10 minut było czasem radości z otrzymanych prezentów. Bill dostał kompas i mapę Afryki, Charlie książkę o smokach, Percy nowe pióro z kłamarzem, Fred i George nowe kociołki z różnymi gadżetami a Ron wielki plakat jego ulubionej drużyny Quidditcha. Ja natomiast znalazłam paczkę od Amandy z prezentem w środku, który okazał się książką pt. "Władca Pierścieni". Bill, Charlie i Percy bardzo zainteresowali się tą książką i pytali czy jak tylko ją przeczytam to czy mogłabym im pożyczyć.
- To chyba wszystko. - powiedziałam zerkając na puste papiery po prezentach.
- Wcale nie - rzucił Percy.
- My też mamy coś dla ciebie. - powiedziała Ginny po czym wyjęła z swojej torebeczki pudełko. Po otworzeniu, przed moimi oczami ukazały się trzy Exlibrisy. Wzór miały wprost przepiękny.
-Bliźniacy mówili, że lubisz czytać, więc zrobiliśmy dla ciebie trzy wzory. - uśmiechnął się Charlie.
-Nawet nie wiecie jak się cieszę ! Dziękuje wam ! - podeszłam do Freda żeby go przytulić, to samo zrobiłam z resztą rudzielców. Przy czym Ron zrobił się czerwony jak burak gdy go przytulałam.
    - To co teraz robimy ? - zapytała Ginny.
- Może pogramy w prawda czy wyzwanie ? - zaproponowałam, na co Weasleyowie zrobili zdziwione miny.- Nigdy w to nie graliście ? - pokiwali przecząco głowami. - Nauczyły mnie tego dziewczyny z mojego dormitorium. Siada się w kręgu, bierze pustą butelkę i jedna osoba kręci. Temu, na którego wypadnie zadwane jest pytanie "Prawda czy wyzwanie?". Osoba odpowiada, jeśli prawda to ten co kręcił zadaje losowanemu jedno pytanie, na które on musi odpowiedzieć. Odpowiedź musi być zgodna z prawdą, nie wolno kłamać. Jeśli wylosowany wybierze wyzwanie, to trzeba mu powiedzieć co ma zrobić, i on wtedy nie może się wycofać.
- Mi to pasuje - uśmiechnął się Percy.
- Mi też. - odpowiedział Bill.
- Nam równierz - uśmiechnął się George.
- Taak zagrajmy ! - ucieszyła się Ginny. Sięgnęłam po pustą butelkę po coli (mugolskim napoju) i usiadłam w kręgu pomiędzy Ronem a Georgem.
- Kto chce zacząć pierwszy ? - spytałam Weasleyów.
- To może ja ? - odpowiedział pytaniem George.
- Jasne, trzymaj. - uśmiechnęłam się podając pustą butelkę. Zakręcił nią... i wypadło na Charliego.
-Prawda czy wyzwanie ? - zapytał George.
-Prawda - zdecydował Charlie
- Ok... Całowałeś się już z dziewczyną ?
- I oto typowe pytania w tej grze - zaśmiałam się.
- No Charlie, to jak ? - niecierpliwił się Percy. Charlie widocznie się denerwował.
- N-nie - wybąkał w końcu zawstydzony.
- Uuuuuu - buczał Bill.
- Ok, grajmy dalej. Charlie teraz ty kręcisz butelką. - przerwała nam Ginny. Charlie zakręcił i tym razem wypadło na Rona.
 -Prawda czy wyzwanie ? - spytał Charlie.
- Wyzwanie - odpowiedział bez namysłu Ron.
-Wyjdź na zewnątrz w samej bieliźnie! - wszyscy ryknęli śmiechem gdy tylko Charlie wypowiedział ostatnie słowo.
- Nie mogę ! Mama mnie zabije gdy się dowie, i jeszcze do tego będę chory. - protestował Ron. Na dworze padał śnieg i wiał lekki wiatr. Cała okolica była pokryta białym puchem.
-Przykro mi Ron, ale nie możesz się wycofac - wydukałam ledwo powstrzymując atak śmiechu.
- Ale wyjątek można zrobić co nie ? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie. - odpowiedziałam krótko.
- No do dzieła Gnomku ! - zakpiał Fred. Ron opuścił głowę i wyszedł. Słyszeliśmy tylko jak skrada się po schodach. Wszyscy nadal się śmiejąc ruszyli do mojego okna, które akurat wychodziło na ogród za domem. Po chwili w samych majtkach na środek ogrodu wyszedł Ron, na co wszyscy jeszcze bardziej ryknęli śmiechem. Widać było już z daleka jak rudzielec cały się trzęsie, dlatego machnęłam reką żeby wszedł do środka. Wrócił do pokoju cały rozdygotany, i na szczęście już ubrany. Rzuciłam mu tylko koc i postanowiliśmy wrócić do zabawy. Ron zakręcił butelką, wypadło na mnie.
-P-p-prawda cz-czy W-wyzwanie ? - spytał trzęsąc się z zimna. Po chwili namysłu odpowiedziałam.
- Wyzwanie. - Na twarz Rona od razu wkradł się chciwy uśmieszek.
-Jak sobie życzysz. Oto twoje wyzwanie...



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Starałam się rozdział dodać jak najszybciej :) Liczę na komentarze :D Następny rozdział będzie gdy zdążę go napisać przed 30 sierpnia, później jestem w drodze ze Szwecji do domu, a w domu czeka na mnie zepsuty komputer, więc rozdział nie będzie tak szybko dodany po 30 :D

poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 14

    Te święta były cudowne, pod choinką znalazłam od taty książkę o quidditchu, powiedział że będę kiedyś wielkim graczem. Uznał tak patrząc na moje oceny z nauki latania. Od mamy natomiast dostałam nową torbę z wielkim herbem Ravenclawu na boku, rękawiczki i szalik w kolorach mojego domu.
   -Mamo, kiedy przyjeżdżają państwo Weasleyowie ? - zapytałam tuż po świątecznej kolacji, nie mogłam przestać myśleć kiedy odwiedzą mnie moi przyjaciele.
- Za dwa dni, o 13 godzinie - odpowiedziała moja rodzicielka. - Tata wczoraj wysłał do nich sowę, a oni już po godzinie odpisali, że zjawią się punktualnie i dziękowali za zaproszenie. Bardzo miła ta rodzina, nieprawdaż Ellie ?
- O tak ! To bardzo miła i wesoła rodzina, wiedziałaś że mają oni jedną córkę, Ginny i sześć synów ? - zapytałam mamę, na co one zrobiła wielkie oczy.
- Hmmm... - zamyśliła się na chwilę. - Będzie trzeba zrobić mega obiad, jak mają na imię synowie ? - zapytała zmieniając temat.
- Najstarszy Bill ukończył już szkołę, Charlie jest w szóstej klasie Hogwartu, Percy chodzi do trzeciej klasy, następni są Fred i George, później jest Ron który do Hogwartu pójdzie za dwa lata no i Ginny, która do szkoły idzie za trzy lata. - zakończyłam, powtarzając w myślach to co powiedziałam i sprawdzając czy się nie pomyliłam.
- Trzeba zrobić listę zakupów, jutro zaczynamy przygotowania. - oznajmiła po czym poszła do salonu gdzie siedział mój tata, ruszyłam za nią.  Usiadłam pomiędzy moimi rodzicami na kanapie, i razem zaczęliśmy oglądać jakiś mugolski film.
   Nareszcie koniec, wstałam i ucałowałam moich rodziców na dobranoc po czym ruszyłam schodami na górę, do mojego pokoju. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy po wejściu to biurko zapełnione listami. Pewnie to odpowiedzi na moje życzenia, które wysłałam przed południem do moich znajomych, pomyślałam. Podeszłam do biurka i przeliczyłam wszystkie koperty, było ich 7 a wysłałam dziesięć, z czego część z nich pocztą mugolską. Otworzyłam pierwszy list ze stosu, był od Elizabeth, kartka od niej była śliczna. Z tyłu Beth napisała krótkie życzenia, w kopercie znalazłam list :
 Droga Ellie ! 

  Jak ci mijają święta ?  Dziękuję bardzo za kartkę, jest prześliczna (bo w kolorach naszego domu). Nie mogę się doczekać uczty ! Mówili coś, że będziemy siedzieć z nauczycielami tak jak w zeszłym roku. Już się denerwuję, nie mam pojęcia co na siebie założyć żeby był to odpowiedni strój na kolację świąteczną z nauczycielami, ostatnio założyłam mundurek i wszyscy się ze mnie śmiali bo nikt poza mną go nie założył.  Ok, muszę kończyć i sprzątnąć swoje dormitorium chociaż trochę. Do zobaczenia 6 stycznia ! 

PS. Złóż też życzenia swoim rodzicom ode mnie.

                                                                                       Całuję Elizabeth 

Postanowiłam, że odpiszę jej rano przy tym jak będę wysyłać prezent świąteczny, więc wzięłam się za dalsze sprawdzanie kopert. Następna była od Posy, później od Cho i jeszcze od Alice, każda z kartek była w kolorach błękitu i srebra (jak kolory naszego domu).  W innej kopercie była karta od Lee, a w następnej od Freda i Georga, w środku było zdjęcie, żywe zdjęcie ! Postacie na niej, czyli Fred i George ubierający choinkę ruszali się ! Zbiegłam z kartką w ręce na dół, rodzice oglądali jeszcze telewizję. Podbiegłam do nich i pokazałam zdjęcie.
- Ellie nie mów, że nie widziałaś nigdy takiego zdjęcia. - zaczęła mówić z lekkim poirytowaniem mama.
- Pierwszy raz w życiu je widzę.- stwierdziłam.
- Kochanie, przecież w proroku są tylko takie zdjęcia. - podsunął tata, ale ja nadal sobie nie przypominałam.
- Nie wiem czemu dotychczas ich nie widziałam. - stwierdziłam w końcu. - Elizabeth przysłała życzenia dla was i dla mnie. - powiedziałam zmieniając temat.
- To bardzo miło z jej strony, podziękuj jej w naszym imieniu. - odpowiedziała mama.
- No ok, sprawdzę tylko pozostałe listy i idę spać, dobranoc. - rzuciłam i pobiegłam z powrotem na górę.
    Na końcu była kartka od Amandy, była najlepsza ze wszystkich bo wykonana własnoręcznie. Listy się skończyły, więc postanowiłam iść spać. W końcu jutro czekał mnie i mamę bardzo pracowity dzień.
    Mama obudziła mnie już o 7:30 rano i od razu zabrałyśmy się za przygotowania do przyjęcia gości.Wysłałam najpierw prezent do Beth (książkę pt. "Percy Jackson i bogowie olimpijscy: Złodziej Pioruna" autorstwa Ricka Riordana.) Zrobiłyśmy szczegółową listę zakupów, a już o 12 siedziałam w samochodzie i jechaliśmy do marketu. Za oknem widać było widać biały puch, wolno spadający na ziemię. Włożyłam do uszu słuchawki i puściłam przez moją Mp3 piosenkę Eda Sheerana - Lego House, słuchając muzyki spędziłam resztę drogi. Zakupy poszły nam bardzo szybko i nim się obejrzałam, byliśmy już w domu i rozpakowywałyśmy z mamą zakupione produkty.
    Następnego dnia obudziłam się jeszcze wcześniej niż poprzedniego ranka, bo moja sowa Okky domagała się wody po tych całych wycieczkach z kartkami.  Byłam strasznie podekscytowana przyjazdem wesołej rodzinki Weasleyów. Zbiegłam po schodach na dół, ale nikogo tam nie zastałam. Usiadłam więc przy kuchennym stole i otworzyłam leżącego na nim Proroka Codziennego, artykułem na pierwszą stronę okazała się informacja, że w przyszłym roku minie już 10 lat odkąd do Azkabanu trafił bardzo groźny przestępca Syriusz Black.  Już miałam przeczytać cały artykuł, gdy po schodach zeszła trochę zaspana mama. Wiedziałam, że nie będzie zadowolona gdy zobaczy, że czytałam proroka i to jeszcze artykuł o przestępcy z Azkabanu. Zamknęłam pospiesznie gazetę i odłożyłam na środek stołu zanim jeszcze zorientowała się, że jestem na dole. W końcu zwróciła na mnie uwagę, i widać było na jej twarzy zdziwienie.
- Cześć córeczko, co ty tu robisz tak wcześnie ?
- Okky chciało się pić, a później nie mogłam zasnąć, więc przyszłam tutaj.
- No dobrze, tata jeszcze śpi, ale zrobię nam śniadanie no a później zabieramy się do pracy. - uśmiechnęła się do mnie promiennie.
  Tata zszedł na dół tuż po tym jak mama nałożyła mi na talerz jajecznicę.
- Hej tato. - przywitałam się.
- Cześć dziewczyny - oznajmił podchodząc do mamy i całując ją w policzek.
- Witaj kochanie, masz ochotę na jajecznicę ? - zapytała kładąc na stół talerz. - Ellie jak zjesz to zabieramy się do roboty, musisz mi pomóc bo sama sobie nie poradzę.
- Oczywiście mamo. - uśmiechnęłam się i wróciłam do jedzenia.
    Gdy wszystko było gotowe, uświadomiłam sobie, że nadal stoję w kuchni w poplamionym fartuszku. Pobiegłam na górę się przebrać, ale stanęłam przed szafą strasznie zdezorientowana. W końcu zdecydowałam się na czerwoną sukienkę. Zbiegłam na dół, bo dochodziła już godzina 13. Stanęłam obok rodziców w salonie, gdy płomienie w kominku zabarwiły się na zielono.


~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że czekaliście na rozdział tak długo ale jestem na wakacjach i nie mam możliwości regularnego pisania. Następny rozdział pojawi się do końca wakacji. Bardzo proszę o komentarze i pozdrawiam.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 13

        - Dobrze Hagridzie, możesz już iść. A wy chodźcie ze mną do mojego gabinetu. - kamień spadł mi z serca, już myślałam że pójdą do Dumbledoera. Chłopcy chyba też się tak poczuli bo uśmiechnęli się do siebie półgębkiem. Bez chwili namysły ruszyłyśmy z Amanda za Filchem, bliźniakami i Lee. Ten jego "gabinet" okazał się starym składzikiem, z biurkiem, szafą, krzesłem i kominkiem. Niestety był tak mały, że ja z Andą już byśmy się  nie pomieściły i nawet nie miałybyśmy gdzie się schować, więc zostaliśmy na zewnątrz ukryte za posągiem jakiegoś grubego czarodzieja.Woźny na szczęście nie domknął za sobą drzwi i było wszystko słychać.
- Dumbledoer nie będzie zadowolony jak się dowie, że byliście w Zakazanym Lesie - zaczął swoim ochrypłym głosem. - I jeszcze co mają znaczyć słowa Hagrida, że niby byłem z wami co? - dopytywał się. No to teraz nie mają szans. Zaczął tłumaczyć się Lee, jednak nie jego słowa zwróciły moją uwagę. Szeptać zaczęli bliźniacy.
- Psss, George - zaczął Fred- widzisz tamta szufladkę ?
- Tą z napisem Zakazane i Bardzo Niebezpieczne ? Obserwuję już ja od samego wejścia. - odszepnął George. O nie ?! W co oni znowu się pakują, pomyślałam.
-Ciekawe co ta jest ... - no i już po nich.
- Czego tam szeptacie ?- zapytał nagle woźny. - jeśli myślicie, że wam się upiekło to się grubo mylicie. Wysłałem już moją kotkę z wiadomością do dyrektora, powinien zjawić się lada chwila. - i w tym samym momencie po schodach szedł ku gabinetowi Dumbledoer. Miał na sobie długą błękitną szatę, na głowie kapelusz, jego wyraz twarzy był nieodgadniony.  Szybko cofnęłam się z Amandą bardziej za posąg żeby nas nie zauważył. On jednak przeszedł w ogóle nas nie zauważając. Gdy wszedł do środka nastała głucha cisza, nikt się nie odzywał.
- Witaj Argusie. - przywitał się. - Co ci chłopcy robią tutaj o tej porze ? - zapytał swoim spokojnym głosem.
- Dyrektorze, oni wybrali się w nocy do Zakazanego Lasu. - odpowiedział Filch. Po chwili ciszy odezwał się dyrektor :
- Panowie Weasley i Pan Jordan, chyba wyraźnie mówiłem na rozpoczęciu roku, że nie wolno chodzić do Zakazanego Lasu. - jego ton był spokojny, ale stanowczy.
- Panie dyrektorze my chcieliśmy zobaczyć tylko co jest w tym lesie skoro mówią o nim Zakazany. - pałeczkę do tłumaczenia przejął Fred.
- Panie Weasley, nazywa się go Zakazanym, ponieważ jest tam wiele niebezpieczeństw, zagrażających życiu czarodzieja... - zapadła głucha cisza.
- Przepraszamy - powiedzieli w końcu chórem.
- Tym razem nie wyrzucę Was ze szkoły, ale jeśli jeszcze raz się wymkniecie to nie będę miał wyjścia. - bliźniacy i Lee odetchnęli z ulgą. - ... ale powiadomię panią profesor McGonagall, i to ona da wam odpowiednią karę. - zakończył swoją mowę i wyszedł z gabinetu w kierunku schodów. Filch wygonił chłopaków do łóżek. Gdy wyszli rzuciłyśmy się im na szyję.
- Mieliście ogromne szczęście ! Nawet nie wiecie jak się o was martwiłyśmy ! - zaczęłam.
- Tak, tak wiemy ... ale przynajmniej nie wyrzucili nas. - odpowiedział ledwo Fred. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nadal go ściskam. Puściłam go a on szybko zaczerpnął powietrza.
- Przepraszam i dziękujemy. - powiedziałam rumieniąc się.
- Nie ma za co - rzucił George mierzwiąc mi włosy. Usiłowałam rzucić mu karcące spojrzenie, ale wyszedł chyba jakiś dziwny grymas bo wszyscy ze mną włącznie zaczęli się śmiać. Byliśmy już na schodach gdy za plecami usłyszeliśmy skrzypienie drzwi. Zza nich wyszła pani Noriss - kotka Filcha. Razem pobiegliśmy na górę w stronę naszych wież. Pożegnałam się z chłopakami i Amandą życząc im powodzenia w konfrontacji z panią profesor McGonagall i mówiąc "dobranoc". Skierowałam się w stronę wieży Ravenclawu, zastukałam kołatką a ona wyjawiła mi zagadkę : "Im jest głębsza, tym mniej widzisz, co to jest ? " . Zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, to chyba najtrudniejsza zagadka jaką mi zadano. Nie miałam pojęcia jaka może być odpowiedź, więc usiadłam pod drzwiami i zerknęłam na zegarek, była trzecia nad ranem. Spojrzałam w ciemność i mnie olśniło (jeśli można tak powiedzie gdy się jest w ciemności), podeszłam do kołatki i wypowiedziałam odpowiedź
- Ciemność. - drzwi skrzypnęły i otworzyły się przede mną. Usiłowałam przemknąć cicho do mojego dormitorium, ale na fotelu przed kominkiem siedział Terry. Już po mnie, pomyślałam. Prefekt wstał i podszedł do mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Co masz na swoje usprawiedliwienie ? - zapytał nagle, nie wiedziałam co odpowiedzieć dlatego milczałam. Terry tylko westchnął. - Hmmmm, no dobrze idź już spać. Niestety chciałbym, ale nie mogę tego zlekceważyć. Powiadomię jutro profesora Flitwicka. Dobranoc. - powiedział na koniec i odszedł w stronę swojego pokoju, ja zrobiłam to samo. Starałam się być najciszej jak się dało. Rozczesałam szybko moje rozczochrane przez Georga włosy i ubrałam piżamę. To wszystko zajęło mi zaledwie kilka minut. Zasnęłam bardzo szybko, byłam strasznie zmęczona.

~ 20 grudnia ~
   Grudzień nadszedł niewiarygodnie szybko. Do tej pory chłopacy niczego nie wywinęli a mi wpadło kilka dobrych ocen. Po ostatnim incydencie z Zakazanym Lasem, Lee i bliźniacy dostali każdy po minus 50 punktów dla domu. Ja za chodzenie w nocy po zamku dostałam minus 15 punktów dla Ravenclawu. Poza tym bliźniacy dostali od swojej mamy wyjca, którego na nieszczęście otworzyli przy śniadaniu. Krzyczała wtedy, że dają zły przykład bratu Ronowi i siostrze Ginny. Mówiła także, że jak tylko wrócą na święta do domu to dostana karę.
   Za dwa dni wyjeżdżam do domu, najpierw jeszcze mam do zdania sprawdzian pisemny z Eliksirów i spokój. Zeszłam więc do lochów gdzie miał odbyć się test. Snape jak zawsze z swoim przebiegłym uśmieszkiem na ustach rozdał nam kartki. Na samej górze widniało tylko jedno zadanie : Napisz, jak trzeba uwarzyć Eliksir Zapomnienia. No to już po mnie, pomyślałam.Pamiętam jak go warzyliśmy, ale to było na samym początku roku !  Zauważyłam kątem oka jak Fred kręci przecząco głową, George łapie się za głowę a Amanda i Lee patrzą na siebie ze strachem.
- Macie 45 minut, do roboty ! Jak ktoś będzie oszukiwał to od razu zabieram kartkę, wstawiam ocenę niedostateczną i odejmuję punkty. - oznajmił krótko a ja spięłam się w sobie i napisałam wszystkie składniki i kroki jakie sobie przypominałam. Po niespełna czterdziestu minutach oddałam zapisana kartkę z triumfalnym uśmiechem na ustach. Snape tylko łypnął na mnie swoim pełnym nienawiści wzrokiem i kazał usiąść i poczekać na innych. Tuż po mnie kartkę oddał Edward - chłopak z Ravenclawu, następnie Amanda i Fred, nieco później Angelina z Gryffindoru, Lee i George. No i reszta uczniów.
- I jak wam poszło ? - spytałam gdy tylko wyszliśmy z klasy.
- Nie było tak źle - powiedzieli równo bliźniacy.
- Bywało lepiej - burknął Lee
- A mnie nawet jeśli wyszło marnie, to się cieszę bo nadchodzą święta ! - krzyknęła Anda. Śmiejąc się wróciliśmy do naszych dormitoriów aby się spakować na jutrzejszy wyjazd.
      Rano wstałam dosyć wcześnie, żeby jeszcze zjeść śniadanie i porozmawiać z moimi przyjaciółmi. O dwunastej wyjeżdżał pociąg, więc już o 11.50  zebraliśmy się w czwórkę na peronie - Ja, Amanda i bliźniacy. Lee niestety musiał zostać w Hogwarcie na święta. W przedziale usiedliśmy razem, kupiliśmy pełno słodyczy i przez całą drogę naśmiewaliśmy się ze Snape'a. W końcu gdy pociąg zajechał na stację, wysiedliśmy z niego a Fred i George pomogli nam dźwigać bagaż mój i Amandy. Szliśmy właśnie w stronę barierki gdy usłyszałam gdzieś z boku jak ktoś woła moje imię
- Ellie ! Ellie ! Tutaj jesteśmy ! - to był głos mojej mamy. Rozejrzałam się dookoła i w końcu ja zauważyłam. Na widok moich rodziców zrobiło mi sie cieplej na sercu, tak dawno ich nie widziałam. Podbiegłam do nich i przytuliłam ich oboje.
- Dobra dobra, już wystarczy. Pożegnaj się ze swoimi przyjaciółmi i chodźmy do domu. Czeka tam na ciebie niespodzianka... - powiedział tata uśmiechając się tajemniczo. W tej chwili podeszli do nas Amanda, George i Fred.
- Mamo, tato poznajcie moich przyjaciół. Amandę już znacie. A to są Fred i George Weasleyowie.- przedstawiłam ich sobie a oni grzecznie (na szczęście) podali ręce moim rodzicom. Amanda musiała już iść więc pożegnała się odeszła w stronę przejścia.
- Bardzo nam miło - odpowiedział Fred.
- Fred ! George ! - dobiegło nas głośnie wołanie.
- Mama... - powiedzieli równo bliźniacy patrząc na siebie. Pani Molly podbiegła do nas, a tuż za nią szedł zdyszany pan Weasley.
- Cześc mamo. - znowu powiedzieli razem chłopcy. Pani Weasley podeszła do nich i mocno ich uścisnęła.
- Och, nawet nie wiecie jak się o was martwiłam gdy przysłano nam sowę o waszym wypadzie do Lasu !
- Mamoo... - George ledwo łapał powietrze tkwiąc nadal w uścisku swojej mamy.
- Razem z ojcem zachodziliśmy za głowę, mając nadzieję żeby was nie wyrzucono. - ciągnęła dalej pani Weasley. Moi rodzice patrzyli na tą całą scenę lekko sie uśmiechając.
- Mamo zaraz nas udusisz... - Fred już ledwo łapał oddech. W końcu zostali uwolnieni, a Molly zmierzwiła im czule włosy.
- Przepraszam. Chodźcie, Percy czeka już na nas.
- Dzień Dobry państwu - odezwał się wreszcie mój tata. Pani Molly odskoczyła jak poparzona, chyba dopiero teraz zwróciła uwagę na trojkę osób stojących tuż za nią.
- Och, przepraszam bardzo nie zauważyłam państwa. Nazywam się Molly, a to mój mąż Artur. - odpowiedziała podając rękę moim rodzicom.
- Michael, miło mi.
- Julie, równierz  miło mi poznać rodziców, przyjaciół mojej córki. Może wpadną państwo na obiad po świętach. - zaproponowała moja mama na co bardzo się ucieszyłam.
- Bardzo chętnie. - uśmiechnęła się pani Molly. - A co ty na to Arturze ?
- Oczywiście, chętnie przyjdziemy.
- W takim razie jeszcze wyśle do pastwa sowę z dokładna datą. Miło było państwa poznać, Do widzenia - zakończył mój tata. Na koniec posłałam bliźniakom uśmiech i pokiwałam im na pożegnanie.
     W samochodzie przez połowę drogi opowiadałam rodzicom o moich ocenach, o zamku, o nauczycielach i wszystkim co było związane z Hogwartem. Gdy skończyłam mama pogratulowała mi dobrych ocen.
- Masz bardzo miłych przyjaciół . - zaczął tata.
- O tak, są najlepszymi przyjaciółmi na świecie. - odparłam bez namysłu.
- Jak miło, że państwo Weasley zechcieli przyjść na obiad, prawda ? - spytała po chwili mama.
- Nawet nie wiesz w co sie wpakowałaś mamusiu...


~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraaaaaaszam, że tak długo czekaliście na ten rozdział, ale nie mam pomysły :( Gdy tylko przyjdzie wena napiszę dłuższy i ciekawszy...
przepraszam :(

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 12




    Poszliśmy w stronę ścieżki leżącej na skraju lasu.Cały czas razem z Amandą trzęsłyśmy się ze strachu.
-To jak dziewczyny ? Wchodzimy co nie ? - zagadnął na miejscu Fred
- t-tak , no j-jasne . - odpowiedziała z trudem Anda. Mi samej zrobiło się nie dobrze na widok tego ciemnego lasu, przepełnionego ciągiem niemiłych niespodzianek. Weszliśmy powoli do lasu zapalając po drodze lampy.
- Lumos ! - mruknęłam a z koniec mojej różdżki rozbłysnął jasnym światłem. Już po kilku krokach "spaceru" nie było widać skraju lasu. Dookoła nas stały wysokie, szare drzewa, między nimi rosły krzaki, niestety bezlistne (a może na szczęście) . Koło mnie szedł Fred, który zachwycał się wszystkim co popadnie : ślimakiem, drzewem, krzakiem, kamieniem, czy nawet małym robaczkiem. 
- Ellie masz mapę ? - zapytał .
- Ach tak ! Zupełnie o niej zapomniałam. - wyciągnęłam spod płaszcza srebrny pergamin - o tu jest. - powiedziałam podając ją Freddiemu.
- Wiesz jak ona działa ? - zapytał Lee .
- Nauczyciel mówił coś o wypowiedzeniu zaklęcia... - przypomniało mi się. - Travel latius. - powiedziałam stukając różdżką w pergamin. Na początku w górnym lewym rogu pokazała się złota róża kierunków. Następnie na dolnym skraju mapy pojawiły się złote stopy i wszystko co  było dookoła mnie : drzewa, krzaczki, kamienie a nawet dwie równoległe do siebie kreski oznaczające chyba ścieżkę.
- łaaaaaaaaał - powiedzieli jednocześnie bliźniacy i Lee, Amanda podeszła bliżej i burknęła coś pod nosem.
- Anda co ci jest ? - zapytałam z troską w głosie.
- Co mi jest ?! Co mi jest ?! Siedzimy w środku Zakazanego Lasu i zachwycamy się jakimś papierkiem zamiast próbować czegoś znaleźć ! Nie mam pojęcia po co tu przyszliśmy, a na dodatek muszę siedzieć w ciele tego odrażającego woźnego !-  zrozumiałam to dopiero po chwili kiedy w końcu to do mnie dotarło. No właśnie, co my właściwie tu robimy ?! Nie zdążyłam równierz wydrzeć się na organizatorów  tej wyprawy bo coś innego mnie wyprzedziło.
- Uuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu-uuuuuuuu- usłyszeliśmy głuche wycie, jakby wilka, albo co gorsza , wilkołaka. W jednej chwili złapałam za rękę Freda, który spojrzał na mnie ze strachem w oczach i wzmocnił uścisk. On bał się równie jak ja, co ja mówię - wszyscy się baliśmy.
- C-co to b-było ? - zapytał ze strachem Lee.
- Nie wiem, ale coś czuję, że dzisiaj nie powinno nas tu być. - powiedziała szeptem Amanda podkreślając słowo "dzisiaj".
- N-no to chyba nie był dobry plan. Może już chodźmy. - wyjąkał George. Uświadomiłam sobie, że nadal trzymam Freda za rękę dlatego czym prędzej ją puściła oczywiście czerwieniąc się przy tym. On niestety to zauważył i posłał mi swój uroczy uśmiech.
- Eeeee gołąbeczki chodźmy już stąd. Zaczynam się bać - powiedział nagle George, który też widział całą sytuację. Tym razem dałam sobie spokój i wypuściłam słowo "gołąbeczki" z myśli.
- No to chodźmy . - gdy to powiedziałam za nami rozległ się znowu ten przerażający dźwięk i jakieś straszne głuche kłapanie, jakby zębami.
Nie obracając się już za siebie pobiegliśmy w stronę od, której przyszliśmy, spoglądając co chwilę na mapę. Na szczęście nie byliśmy daleko i już po chwili ukazała nam się kamienna chatka Hagrida. Lecz to nie był koniec kłopotów, nasz gajowy stał przed drzwiami i przyglądał się uważnie linii lasu. Schowaliśmy się szybko za drzewami licząc, że nas nie zauważy.
- Psssst dziewczyny - szepnął George - Ja, Fred i Lee zajmiemy uwagę Hagrida a wy w tym czasie pobiegniecie do zamku.
- Ale przecież jak was złapią to wyrzucą ze szkoły ! - wzburzyła się Amanda.
- Spokojnie, poradzimy sobie. Nie martwcie się o nas, mamy plan - odrzekł przekonująco Fred.
- Jeśli to ma być taki plan jak ten z Lasem to ja się nie zgadzam. - zauważyłam. Amanda przytaknęła
- Dziewczyny ! To był nasz pomysł i to my bierzemy na siebie wszystkie konsekwencje związane z nim. - oznajmił z dumą George. - Nie martwcie się o nas, martwcie się o siebie. - hmmmm no tak, w końcu należą do szlachetnego domu lwa, pomyślałam.
- No dobra. - oznajmiłam ze smutkiem, było mi źle, że się zgodziłam a chłopcy będą narażeni na wywalenie z Hogwartu.
- No to idziemy, do dzieła chłopacy ! - powiedział na koniec Lee i razem wyszli z Lasu naprzeciw Hagridowi.
- Cholibka ! Co wy tu robita ? I gdzie jest Argus ? - zapytał z ironią. W tym czasie ja i Anda wymkneliśmy się z lasu i pobiegłyśmy schować się za chatką. Chłopcy nadal milczeli, mieli spuszczone głowy.
- Och, wy pirszoroczni. Nie wiem jak wy  zrobiliśta  tą  sztuczkę  z  panem  Filchem,  ale   wiem,  że  to  nie  był on.  - o nie ! Nakrył nas, Pomyślałam. No to wpadliśmy, pewnie już cała szkoła i dyrektor Dumbledoer wie. Moi rodzice się wściekną, pewnie już wiedzą.
- A gdzie ta dziewczynka, która szła z wami ? - zapytał nagle, chodziło mu o mnie.
- Dziewczyna ? Nieee, byliśmy tylko my... - zaczął Lee
- ... no i oczywiście pan Filch . - zakończył George.
- No nie ! To na pewno nie był Argus ! Spokojnie chłopcy, ja wam nic nie zrobię, ale wiem, że pana Filcha z wami nie było, bo ja spotkałem go na dziedzińcu niedawno. No dobra, a teraz chodźcie zaprowadzę was do Argusa i on zdecyduje co z wami dalej. - No to teraz wpadli, pomyślałam. Pan Filch nie przepuści takiej okazji do wyrzucenia ich. Gdy tylko Hagrid i chłopacy poszli w stronę zamku, to razem z Andą ruszyliśmy ich śladem, staraliśmy się być jak najciszej. Po dojściu na dziedziniec, schowaliśmy się za jednym z murków. Pan Filch w swojej wyświechtanej i brudnej szacie, jak zawsze. Czy on ją w ogóle zmienia ? Pomyślałam.
- No, no, no kogo my tu mamy. Następne wścibskie bachory. Tylko co wy robicie tutaj o pierwszej w nocy ? - zapytał odsłaniając swoje krzywe zęby.
- Argusie, oni hmmm... chcieli się przewietrzyć, ale wyszli za daleko. - powiedział Hagrid mrugając do chłopaków porozumiewawczo, oni posłali mu pełne wdzięczności spojrzenie. Ja też byłam mu wdzięczna z całego serca, będziemy musieli się mu odwdzięczyć, ale o tym pomyślimy później.
- Dobrze Hagridzie, możesz już iść. A wy chodźcie za mną do ...




~~~~~~~~~~~~~~
Hihihihihi i jak ? Zawiedzeni, że nasi bohaterzy nic nie zobaczyli ? Spokojnie, to ich nie pierwsza taka wyprawa ;D Następny rozdział dodam w przyszłym tygodniu, może nawet dwa w zamian, że od 23 maja do 31 mnie nie będzie i nie będę miała jak dodać. No to paaaaaa,do następnego rozdziału :D

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 11

 Hej, mam nowy szablon jak widzicie :D Według mnie jest niesamowity, a wy co o nim myślicie ?                                    





~Z punktu widzenia Ellie~
    Na kolacji byłam strasznie zdenerwowana, i musiałam uważać żeby Elizabeth tego nie zauważyła. Inaczej bym musiała jej o wszystkim powiedzieć a ona powiedziała by Terry'emu, który z kolei doniósłby nauczycielom.Gdy mieliśmy iść do swoich dormitoriów bliźniacy posłali mi porozumiewawcze spojrzenie, po czym odeszli w stronę wieży Gryffndoru. Wydawało mi się dziwne to, że uczniowie starają się trzymać w tajemnicy gdzie znajdują się nasze  w Hogwarcie, a właśnie ja wiedziałam gdzie jest wieża Gryffindoru. Czułam się z tym dziwnie. W pokoju wspólnym porozmawiałam jeszcze trochę z Jamesem i Elizabeth, po czym poszłam do pokoju gdzie Posy, Alice i Cho w piżamach siedziały na łóżkach pochłonięte rozmową. Nie chciałam im przerywać dlatego czym prędzej przebrałam się w piżamę i sięgnęłam po mugolską książkę pt. "W Pierścieniu Ognia" autorstwa Suzanne Collins, którą zabrałam ze sobą z domu. Mam jeszcze część pierwszą i trzecią, po przeczytaniu pierwszej części wciągnęła mnie ta trylogia jak nic innego. Zapaliłam świecę
-Co czytasz ? - zapytała wreszcie Posy.
-"W Pierścieniu Ognia" - uśmiechnęłam się gdy nagle uświadomiłam sobie gdzie słyszałam już imię mojej koleżanki z pokoju. - No tak ! Teraz już wiem gdzie słyszałam twoje imię ! - zwróciłam się do Posy, która zrobiła zdziwiona minę. - W tej książce siostra jednego z bohaterów, a konkretnie to Gale'a ma na imię Posy . - oświadczyłam z powagą.
- Gej-kogo? - zapytała zdezorientowana Alice, na co wszystkie oprócz niej wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Mówi się Gejla. - powiedziałam ledwo nie mogąc stłumić śmiechu.
-No dobra, niech wam będzie. Gejla. - powiedziała z powagą podkreślając szczególnie ostatnie słowo.
-Dobra dziewczyny pozwólmy jej czytać. - zakończyła Cho.
-Dziękuję. - powiedziałam i zaczęłam wreszcie czytać. :

"-Cześć, Katniss - wita się tak, jakbyśmy znali się od lat, choć nigdy się nie spotkaliśmy.
- Cześć, Finnick - odpowiadam równie swobodnie, choć wcale tak się nie czuję. Stoi zbyt blisko, a na dodatek jest półnagi.
- Masz ochotę na cukier ? - Wyciąga dłoń pełną białych kostek. - Ma być dla koni, ale czy to istotne? One jeszcze latami będą się opychały przysmakami, a ty i ja... Cóż, jeśli wpadnie nam oko słodki smakołyk, powinniśmy szybko zgarnąć go dla siebie.
    Finnick Odair to żywa legenda Panem. Ponieważ zwyciężył z Sześćdziesiątych Piątych Głodowych Igrzyskach, kiedy miał zaledwie czternaście lat, pozostaje jednym z najmłodszych triumfatorów. Pochodzi z czwartego dystryktu, więc był zawodowcem i dlatego miał większe szanse niż jego rywale, ale żaden trener nie mógłby zapewnić mu niezwykłej urody. Jest wysoki, atletycznie zbudowany, ma złocistą skórę, brązowe włosy i niesamowite oczy. Inni trybuci z jego igrzysk często znajdowali się w krytycznej sytuacji i ratowały ich drobne prezenty, takie jak garść ziarna czy pudełko zapałek, a Finnickowi nigdy niczego nie brakowało, zawsze miał pod dostatkiem żywności, lekarstwo broni. Mniej więcej po tygodniu rywale uświadomili sobie, że to jego należy jak najszybciej wyeliminować, ale było już za późno. Świetnie walczył i miał do dyspozycji włócznie oraz noże, które znalazł w Rogu Obfitości. Kiedy na srebrnym spadochronie sfrunął do niego trójząb, chyba najdroższy prezent, jaki widziałam na arenie, w zasadzie było już po turnieju. Czwarty Dystrykt zajmuje się rybołówstwem, a Finnick spędził na łodziach prawie całe życie, więc trójząb był naturalnym, śmiertelnie groźnym przedłużeniem jego ręki. Na dodatek uplótł sieć z winorośli, którą znalazł na arenie, i za jej pomocą unieruchamiał rywali, żeby tym łatwiej przeszywać ich trójzębem. Już po kilku dniach korona zwycięzcy znalazła się na jego głowie i od tamtej pory kapitolińczycy rozpływają się nad nim z zachwytu. "
Finnick to zdecydowanie mój ulubieniec z tej trylogii. Przeczytałam jeszcze kilkadziesiąt stron, gdy zauważyłam, że powinnam już iść na umówione miejsce. Księżyc był już wysoko na niebie, i dzisiaj miała być pełnia, co jeszcze bardziej mnie przeraziło. Na lekcji Obrony Przed Czarną Magią co prawda nie mieliśmy jeszcze o działaniu pełni,ale wiedziałam, że wtedy przemiany dokonują wilkołaki. Wsunęłam na siebie sweter, spodnie i wiązane buty. Pod pazuchą miałam schowaną Mapę Podróżną.
    Zeszłam po schodach do pokoju wspólnego najciszej jak się dało. Miałam nadzieję, że Terry poszedł już spać.Schodziłam właśnie z ostatniego schodka i ukradkiem zajrzałam do pokoju.
- Uffff - szepnęłam cicho. Na szczęście nikogo nie było. Wymknęłam się z wieży. Chciałam iść bocznymi korytarzami, ale uznałam że jeszcze nie tak bardzo dobrze znam Hogwart i mogłabym się zgubić, a tutaj nawet Mapa Podróżna by mi nie pomogła. Minęłam właśnie zakręt gdy zobaczyłam unoszącego się pod sufitem Irytka. Czym prędzej schowałam się za ścianą, żeby mnie nie zauważył. Spojrzałam na zegarek, mam jeszcze pięć minut do czasu zbiórki na dziedzińcu. Wyjrzałam znowu, aby sprawdzić czy skrzat nadal tam jest. Mam ogromne szczęście, pomyślałam. Poltergeist już odleciał a ja mogłam iść dalej.
    Na miejscu zastałam już Freda, Georga, Amandę  i Lee. Przywitaliśmy się cicho.
- To jak gotowa ? - zapytał Fred.
- Chyba tak . - uśmiechnęłam się półgębkiem.
- Masz Mapę ? Będzie nam potrzebna . - zapytał Lee.
- Tak mam. - odpowiedziałam wyciągając moją pierwszą nagrodę w Hogwarcie.
- Super. Anda, trzymaj, przebierz się. - powiedział George rzucając Amandzie małe zawiniątko. Po otworzeniu ukazała nam się stara, wyświechtana szata.
- Znaleźliśmy ja w starym składziku na miotły. - powiedział z dumą w głosie George.
- Eee, a sprawdziliście czy nie ma tam żadnych myszy, albo innych magicznych robali ? - zapytała  obrzydzeniem na twarzy Amanda .
- Możesz być spokojna. - odpowiedział Lee. Moja przyjaciółka niechętnie wciągnęła na siebie stare ubranie.
- No Amy, do dzieła. Lustereczko, lustereczko, powiedz przecie kto jest najpiękniejszy w świecie ? - zachęciłam. W ciągu kilku sekund pojawił się przed nami, stary i przygarbiony woźny. Chłopcy aż zaniemówili z wrażenia.
- Ja - odpowiedziała krzywiąc  się Amanda.Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, zapominając o tym , że przecież robimy nielegalną wycieczkę do Zakazanego Lasu. Gdy tylko sobie o tym przypomniałam, to przestałam się śmiać.
- Ej, cisza ! - krzyknęłam szeptem. - Jeszcze nas usłyszą i złapią.
- Oups! - powiedzieli wszyscy jednocześnie zakrywając sobie usta ręką.
- To jak idziemy ? - zapytał w końcu Lee.
-Tak ruszajmy już. - powiedział Fred. Każdy z nas, oprócz Amandy która miała mnie i Georga trzymać za rękę, wziął po lampie. Upewniłam się jeszcze czy nie zgubiłam różdżki lub Mapy, po czym wyszliśmy z dziedzińca. Księżyc świecił już wysoko dzięki czemu lampy były nam prawie zbędne. Szliśmy bez słowa przez błonia, kierując się do ścieżki leżącej niedaleko chatki Hagrida. W oknie paliło się światło czyli nasz gajowy jeszcze nie spał.Miałam już nadzieję, że dojdziemy do lasu bez przeszkód, jednak myliłam się. Po chwili usłyszeliśmy donośne szczekanie psa, a zza chatki wyszedł Hagrid w towarzystwie jakiegoś wielkiego kundla. Amanda momentalnie stanęła i gapiła się na gajowego.
- Witaj Argusie ! - zawołał podchodząc do nas. Szturchnęłam mocno moją przyjaciółkę, która od jakiegoś czasu zamarła. Na szczęście ocknęła się i odchrząknęła.
- Rubeus ! - starała się naśladować głos Filcha.
- Co to za uczniaki ? Jesteście chyba pirszoroczni co ? - był bardzo ciekawski, co było bardzo denerwujące dla nas, a właściwie to dla mnie bo patrząc na chłopaków stwierdziłam, że nic ich to nie rusza.
- Hmmmm... Mają karę- przejść po Lesie. - oznajmia Anda. Niestety nie brzmi to zbyt przekonująco.
- Mam z nimi iść ? - pyta znienacka Hagrid. stojący niedaleko Lee dyskretnie kręci przecząco głową.
- N-nie. Poradzę sobie.
- Jak macie na imię ? - pyta zwracając się do nas.
- Fred...
- i George Weasleyowie.
- Lee Jordan.
- Ellie Martin.
- Ama... - zaczęła Amanda zapominając, że jest Filchem. George kopnął ją z tyłu w kostkę w ostatniej chwili powstrzymując ją od dalszej wypowiedzi. Rubeus dziwnie się na nią spojrzał.
- Cholibka. No dobra, tylko uważaj bo jest pełnia. - powiedział na koniec i wszedł razem z psem do domu.










~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj rozdział jest krótszy, bo nie chcę od razu wszystkiego zdradzać ;)  Pamiętajcie, że gdy jest takie słowo innego koloru niż cały tekst to kliknijcie, o otworzy wam się zdjęcie :D
Następny rozdział będzie w przyszłym tygodniu, bo jestem chora a w piątek jadę na wesele kuzyna i muszę jeszcze załatwić sporo spraw ;)

piątek, 25 kwietnia 2014

Informacja

Pewnie zastanawiacie się czemu blog wygląda tak, a nie inaczej...
Otóż to będzie chwilowy stan. Już niedługo blog zyska nowy, niepowtarzalny wygląd. Mam nadzieję, że przez to nie zniechęcicie się do czytania tego bloga :)
Jeszcze raz przepraszam za niedogodności.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 10

Oby zdrowie dopisało i jajeczko smakowało, by szyneczka nie tuczyła, atmosferka była miła, a zajączek uśmiechnięty - przyniósł wreszcie te prezenty! Wszystkiego Najlepszego !:D




   Mapę Podróżną, wygrał lub wygrała 
... panna Ellie Martin! - krzyknął nasz nauczyciel od astronomii. Przez chwilę stałam osłupiała. Ja ? Ja wygrałam mapę ? Nie mogłam w to uwierzyć, a jednak . Udało się ! Zewsząd otoczyli mnie uczniowie i gratulowali mi wygranej. Amanda szeroko się do mnie uśmiechała, a Fred, George i Lee krzyczeli :
- Taaak ! To nasza przyjaciółka Ellie ! Braaaawo ! - i klaskali głośno w ręce. Po chwili podszedł do mnie nauczyciel i wręczył mi do ręki srebrny zwój. Schowałam go od razu do torby, nie chciałam nikomu pokazywać bo jeszcze w tym przepychu by mi ją zniszczono. Zeszliśmy za nauczycielem w dół schodów, gdzie czekali na nas prefekci naszych domów. Pożegnałam się z Amandą, Georgem, Fredem i Lee po czym dołączyłam do Posy, Alice i Cho. Te równierz po gratulowały mi wygranej.
    Obudziłam się dosyć późno, zresztą nie tylko ja bo dziewczyny z mojego dormitorium wstały równo ze mną. Ubrałyśmy się i poszłyśmy na późne śniadanie. W wielkiej sali zastaliśmy tylko pierwsze klasy. Reszta uczniów pewnie wylegiwała się już w słońcu na błoniach. Przy stole Gryfonów zauważyłam moich przyjaciół. Postanowiłam, że dzisiaj zjem z nimi, więc przeprosiłam Posy, Cho i Alice i poszłam do nich.
- Hej wszystkim ! - przywitałam się i usiadłam między Lee a Amandą.
- Cześć . - od powiedzieli mi po kolei.
- Co tutaj robisz ? - zapytał ze zdziwieniem George .
- Będę jadła śniadanie w gronie moich najlepszych przyjaciół, a co nie mogę ?
- Nie no ! Oczywiście, że możesz . - od powiedział George nalewając sobie do miski mleka.
- No właśnie . Co macie dzisiaj w planach ? W końcu jest sobota... - zapytałam znowu.
- Słyszeliśmy, że w jeziorze żyje wielka ośmiornica ! - powiedziała z satysfakcją w głosie Fred. -Mamy zamiar sprawdzić czy jest równie groźna jak się o niej mówi.
- Chyba żartujecie ! Nie możecie drażnić tej ośmiornicy ! - oburzyła się Amanda .
- Och Anda, daj spokój. Przecież nie będziemy jej denerwować, prawda chłopaki ? - powiedział niewinnie Lee.
- Oczywiście, że nie. - od powiedział George .
- Dajcie spokój . Jest sobota ! Weekend ! Powinniśmy się cieszyć a nie sprzeczać ... Smacznego - popatrzyli się na mnie po czym od powiedzieli chórem - Smacznego !
  Po śniadaniu razem z Amandą poszłyśmy odrobić jeszcze zadanie domowe do biblioteki. Spotkaliśmy tam Elizabeth, która gdy tylko poznała Amandę zaczęła ją wypytywać o jej "animadztwo". Dochodziło południe, pora obiadu. Gdy usłyszałyśmy gong poszłyśmy do wielkiej sali. Było tam bardzo tłoczno. Tym razem postanowiłam już usiąść przy stole Krukonów. Nagle ze stołu zaczął się wyłaniać jakiś obłok, który potem ukształtował się w głowę. To był duch, duch pięknej dziewczyny. Po chwili pokazała się jej szata. Widać było, że jest stara i zniszczona.
- Pssst, Elizabeth, kto to jest ? - nie wiem czemu, ale szeptałam. Ale nawet to nie uszło uwadze ducha. Duch dziewczyny spojrzał się na mnie, a potem na innych uczniów siedzących w sali. Miała bardzo przestraszony wzrok i po chwili zniknęła pod stołem.
- To była Helena Ravenclaw - odpowiedziała na pytanie Elizabeth.
- hmmm... no tak, przecież wspomniałam o niej w moim wypracowaniu. - przypomniało mi się.
   

~ Z punktu widzenia Amandy~
  Siedziałam właśnie z Ellie na dziedzińcu, rozmawiałyśmy o lekcji latania gdy obok nas nastąpił jakiś wybuch. Podskoczyłyśmy, jednocześnie zrzuciłam moją książkę do Obrony Przed Czarną Magią.
- Ha ha ! Udało się George ! Udało się ! - usłyszeliśmy za plecami krzyk bliźniaków.
- Chłopaki ! Czy wy oszaleliście ?! - krzyknęła ze złością Ellie
-Strasznie się przez was wystraszyłyśmy. Już myślałam, że to burza ! - dołączyłam się do skargi .
- No ok, to miał być żart. Chcieliśmy tylko wypróbować nasz wynalazek. Użyliśmy kilka prostych zaklęć, jeden mały eliksir i proszę... - wytłumaczył się George
-Nazwaliśmy to : mini bomby. Co prawda musimy to jeszcze ulepszyć, ale to i tak już coś ! - powiedział uradowany Fred. - Ale swoją drogą to nie przyszliśmy tu po to żeby was straszyć.
- Mamy dla was propozycję. Dwa słowa ... - i tu Fred ściszył głos - zakazany las !
- Co wy na to żeby się tam wybrać ? - popatrzyliśmy się na siebie z Ellie z nie dowierzaniem, że przyszło im coś takiego do głowy.
- Słucham ?! - zapytała Ellie z nie dowierzaniem.
- Przecież pójście do niego jest surowo zakazane ! Inaczej tak by się nie nazywał ! - próbowałam ich za wszelką cenę odwieść od tego pomysłu chociaż byłam strasznie ciekawa co tam jest .
- Och, dziewczyny. Spokojnie, mamy plan idealny. Nic nam się nie stanie. - ciągnął Fred.
- Ellie ma mapę podróżną, więc zgubić się nie możemy. Amanda jest animagiem co nam pomoże. Będzie super ! - dopowiedział George. - Proszęęęęęę, zgódźcie się ....
- Ale możemy za to zostać wyrzuceni ze szkoły. - Ellie była nieugięta. - Polubiłam Hogwart, nie chcę go opuszczać już po pierwszym tygodniu.
- El, posłuchajmy ich planu a później stwierdzimy czy pójdziemy z nimi czy ich powstrzymamy. - próbowałam ją przekonać bo bliźniacy cały czas patrzyli się na nas z utęsknieniem.
- Ech, do dobra. No to jaki jest ten plan ?
- A więc, w nocy kiedy wszyscy pójdą już spać, wymkniemy się z dormitoriów i spotkamy się w pokoju wspólnym Gryfonów. Pójdziemy na dziedziniec gdzie będzie czekała na nas Ellie, a potem ... - zaczął George, ale Ellie zaraz mu przerwała mówiąc ze strachem :
- Co ?! W nocy ?!
- El, spokojnie. Będziemy mieć lampy i różdżki . - pocieszył ją Fred.
- Hmmm... No dobrze. Przepraszam, mów dalej George.
- A potem, żeby nie zbudzić podejrzeń będziemy musieli iść z jakimś pracownikiem szkoły, że niby mamy karę... - zaczął znów George.
- Wątpię, żeby Hagrid zgodził się od tak iść z nami do Zakazanego Lasu. - powiedziałam z ironią. Hagrid był gajowym w Hogwarcie.
- Nie mówię o Hagridzie Amando. - tu George się do mnie uśmiechnął. - Zamienisz się w naszego "ukochanego" pana Filcha. - Jak tylko dokończył to zdanie, Ellie i ja zaczęliśmy się głośno śmiać, aż kilku uczniów siedzących po drugiej stronie dziedzińca usłyszało nas i posłało nam zdziwione spojrzenie.
- Słucham ? Ja w Filcha ? - nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. - Przecież nie mogę. - nadal nie mogłam opanować śmiechu - Podpisywałam specjalny regulamin, przecież wiecie co mogę a czego nie.
- No dziewczyny, bądźcie wyrozumiałe ! Pójdziecie z nami ? - zapytał ostatecznie Fred.
- Musimy się naradzić. - powiedziałam i obróciłam się do Ellie tak żeby chłopcy nas nie słyszeli.Porozmawiałam z nią chwilę, była do tego sceptycznie nastawiona. Odwróciliśmy się,a Fred i George spojrzeli na nas z utęsknieniem.
- No dobra zgadzamy się . - powiedziała Ellie patrząc na mnie znacząco. Bliźniacy rzucili się w naszą stronę i mocno nas uścisnęli mówiąc :
- Dziękujemy ! Jesteście najlepszymi przyjaciółkami na świecie ! I obiecujemy, że jeśli nas przyłapią to bierzemy wszystko na siebie.
-No dobra, koniec tych czułości bo się rozmyślimy. - powiedziałam z irytacją w głosie, na co wszyscy zaczęliśmy się śmiać. - Okej, to wy się śmiejcie a ja muszę iść. 
- Czemu co się stało ? - spytała zaniepokojonym głosem Ellie.
- Nic. Po porostu muszę iść i znaleźć Filcha. Trzeba z nim porozmawiać, przyjrzeć się przed przemianą w niego.
- Mamy iść z tobą ? - zapytał Fred. W tej samej chwili na dziedziniec wleciała sowa. - O to Errol. - Puchacz zatoczył nad naszymi głowami koło, a potem upuścił list trzymany w dziobie. George w ostatniej chwili złapał go tuż przed upadkiem na ziemię. Rozerwał kopertę.
- To od rodziców. Cieszą się, że jesteśmy w Gryffindorze i jak zawsze proszą żebyśmy nie robili niczego co mogłoby nas wyrzucić ze szkoły. Piszą też, że przepraszają że odpisali dopiero teraz ale Errol zderzył się z inną sową w locie. - przeczytał George. - Głupia sowa !
- Na fasolki Bertiego Botta ! Na śmierć zapomniała. - krzyknęła Ellie łapiąc się za głowę. - Rodzice prosili mnie o wysłanie do nich listu z informacją do jakiego domu trafiłam. Na śmierć o tym zapomniałam. - wyjaśniła nam po chwili.
- Ellie spokojnie. Ja pójdę z Georgem do Filcha a ty idź napisać ten list dobrze ? - próbowałam ją uspokoić.
- To ja pójdę z tobą . - zaproponował Fred.
   Szłam z Georgem w stronę schowka na miotły w nadziei, że tam właśnie spotkamy Filcha. Nie pomyliliśmy się. Zanim jednak podeszliśmy do niego zagadać, uważnie się mu przyjrzałam, każdy detal, jego wzrost, postura oraz cera, kiedy skończyłam podeszliśmy do niego.
- Przepraszam pana. - zaczęłam, przyglądając się jego oczom, włosom, rysom twarzy a nawet zębom.
- Czego ?! - warknął swoim ochrypłym głosem.
- Mamy do pana małe pytanie. Czy mogę je zadać ? - powiedziałam milutkim głosem. George stał koło mnie i się nie odzywał.
- Nie mam czasu na jakieś pogaduszki ze wścibskimi uczniami.
- Ale to zajmie nam tylko minutkę. - odezwał się wreszcie George.
- Uciekać mi stąd, bo inaczej wytargam was za uszy !- daliśmy już sobie z nim spokój i odeszliśmy bez słowa. I tak już wiem jak wygląda. Szliśmy w stronę biblioteki.
- Jakie pytanie chciałaś mu zadać ? - zapytał po chwili George.
- Już je zadałam. - odpowiedziałam z uśmiechem.- "Mogę je zadać?", pytanie to pytanie. - rudzielec uśmiechnął się.
- Dobra, chodźmy już do biblioteki. Ellie i Fred na pewno już na nas czekają.
     -I co ? Jak poszło ? - zapytała Ellie zniecierpliwiona.
-Wszystko dobrze. Trzeba tylko przećwiczyć przemianę. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- To chodźmy gdzieś indziej. Tu jest za dużo uczniów. - powiedział Fred rozglądając się po sali. Było tam jakieś 25 osób w tym Percy, brat bliźniaków. Chłopcy pożegnali się przypominając jeszcze plan działania. Dziś o 22.00 gdy wszyscy będą już spali wymkną się z wieży Gryffindoru i zejdą na dziedziniec gdzie Ellie ma już czekać.
- Może chodźmy do szatni przy boisku do Quidditcha co ? I tam poćwiczysz. - wpadła na pomysł El.
- Dobry pomysł. Na pewno nikt nam tam nie przeszkodzi. Dzisiaj treningów i tak nie ma. - odpowiedziałam z entuzjazmem.
   Za każdym razem gdy próbowałam się przemienić, a wychodziło mi to marnie, Ellie ryczała ze śmiechu. Na początku udało mi się zmienić tylko głowę i twarz, ale z czasem udało mi się całej przemienić. Stanęłam przed Ellie w zupełnie innej postaci a ta przestała się śmiać.
- No no no, Anda nie poznaję cię ! - i znów wybuchła śmiechem a ja razem z nią, dzięki czemu stałam się na powrót Amandą.
- El nie pomagasz ! Musze jeszcze zmieniać głos, ale jak tak dalej pójdzie to przyłapią nas i wylecimy z Hogwartu. - oburzyłam się . - Napisałaś ten list ? - próbowałam zmienić temat, żeby przestała się śmiać. Na chwilę spoważniała.
- Tak wysłałam już Okky do domu. Napisałam chyba z pół strony z przeprosinami, że dopiero teraz. Tłumaczyłam się, że nie miałam czasu przez zadania domowe no i musiałam pozwiedzać cały zamek. Mam nadzieję, że nie dostanę za to ochrzanu. - powiedziała z nadzieją w głosie.
- No to życzę powodzenia. Chodźmy już do zamku. Zaczyna się ściemniać.- rzuciłam, po czym poszliśmy na kolację.



~~~~~~~~~~~~~~~~
Przeprasza, Przepraszam i jeszcze raz przepraszam ! Miałam mało czasu, ten rozdział musiałam pisać wieczorami, czasem do późna. Do tego jestem lektorką w kościele i musiałam jeździć prawie codziennie. :) Teraz są święta, więc jeszcze raz życzę wam wszystkiego Dobrego !
Ps. Jak myślicie, czy naszym bohaterom uda się wejść do Zakazanego Lasu niezauważalnie ?



   

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 9

Ten rozdział dedykuję mojej wiernej czytelniczce - Monice Kaźmierskiej . Dziękuję !!!
Proszę proszę proszę proszę, jeśli czytasz = skomentuj :)
UWAGA ! Gdy napis jest zapisany na kolor niebieski - należy kliknąć a otworzy wam się zdjęcie owej rzeczy :D




    -Jak już mówiłam, to nic takiego. Musiała tylko zapoznać się i podpisać specjalny regulamin dla metamorfomagów... - nie zdążyłam dokończyć bo Bethy weszła mi w zdanie .
- Metamorfomag ?  Jak twoja koleżanka ma na imię . - zapytała z nie dowierzaniem.
- To Amanda nim jest. Teraz ma zakaz przemieniania się całkowicie w inną osobę. Może tylko zmienić drobne rzeczy takie jak włosy czy kolor oczu .
- To ta dziewczyna z Gryffindoru, tak ? - spytała ponownie.
- Tak to Gryfonka. - potwierdziłam jej słowa. Rozmawialiśmy jeszcze pół godziny zostawiając temat Amandy w spokoju. W końcu pożegnałyśmy się i poszłyśmy do sypialni. W dormitorium zastałam wszystkie trzy dziewczyny siedzące w piżamach na łóżkach, jadły właśnie magiczne fasolki. Wskoczyłam szybko w piżamę i położyłam się na srebrno-granatowej pościeli.
- Hej ! Ellie ! Łap ! - krzyczy nagle Posy i rzuca mi pudełeczko z fasolkami . Na szczęście złapałam je w ostatniej chwili.
-Dzięki Posy. - rozmawiałyśmy jeszcze przez jakiś czas po czym poszłyśmy spać. Śniło mi się, że latam na miotle jak zawodowiec łapię właśnie złoty znicz na mistrzostwach świata .
   Obudziłam się o 7.30, a zajęcia miałam na 9.00. Spakowałam wszystkie książki, ubrałam szkolny mundurek i zeszłam na dół. Dzisiaj był piątek, pierwszy tydzień już za mną - pomyślałam. W salonie było sporo uczniów. Zauważyłam kilka osób tłoczących się przy tablicy ogłoszeń , więc ja również tam podeszłam. Gdy już się przepchnęłam to zauważyłam ogłoszenie, które tak wszystkich zaciekawiło. Było tylko napisane, że trwają właśnie nabory do drużyny krukonów w Quidditchu. Niestety nie dla pierwszorocznych. Trochę się zawiodłam bo bardzo polubiłam latanie na miotle, więc postanowiłam uważnie się uczyć na lekcjach latania. Uznałam, że na pewno w przyszłym roku będę startować do drużyny. Poszłam przywitać się z Elizabeth i poszłyśmy razem na śniadanie. Zjadłam porcję płatków z mlekiem, tosta i wypiłam kubek kawy zbożowej. Po śniadaniu dołączyłam do Freda, Georga, Amandy i Lee i razem ruszyliśmy do lochów na lekcję eliksirów. Dzisiaj Fred miał oddać swoje wypracowanie. Denerwowałam się chociaż to nie ja je oddawałam, lecz pomagałam w jego przygotowaniu. Zeszliśmy już do lochów, tym bardziej byłam bardziej przygotowana i pod szatą miałam sweterek, dlatego nie było mi zimno. Weszliśmy do prawie pustej sali, za biurkiem siedział profesor Snape. Fred wyciągnął wypracowanie i ruszył w jego stronę. Zaczęłam się denerwować i nerwowo przygryzłam wargę cały czas obserwując Freda i Snape'a.Po chwili prof. wstał.
- Siadać na miejscach. - warknął, a wszyscy uczniowie usiedli posłusznie w ławkach. - Dzisiaj uwarzycie Eliksir Zapomnienia. Będziecie musieli zdać jego warzenie na koniec roku. Przepis jest na stronie 16. - otworzyłam książkę i przeczytałam cicho przepis :

  1. Dodać 2 krople wody z rzeki Lethe do kociołka.
  2. Podgrzewać przez 20 sekund.
  3. Dodać 2 gałązki waleriany.
  4. Pomieszać 3 razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
  5. Machnąć różdżką.
  6. Pozostawić do zaparzenia i wrócić po 45 - 60 minutach.
  7. Dodaj 2 porcje składniku standardowego do moździerza.
  8. Dorzucić 4 jagody z jemioły.
  9. Rozgnieść składniki za pomocą tłuczka.
  10. Dodać 2 szczypty rozdrobnionych składników do kociołka.
  11. Pomieszać 5 razy przeciwnie do ruchu wskazówek zegara.
  12. Machnąć różdżką.


- Jest to eliksir powodujący utratę pamięci. - oznajmił . - Będziecie pracować w parach. Martin będziesz pracować z Georgem Weasleyem, Jordan z Barnes, Fred Weasley z Johnson... Macie czas do końca lekcji. Zaczynajcie. - zakończył i usiadł za swoim biurkiem, zaczął sprawdzać wypracowanie.
-To jak zaczynamy co nie ? - wyrwał mnie z zamyśleń George. - Tak zaczynamy. - stanęliśmy przy stole . Po bokach byli Fred z Angeliną i Lee z Amandą.Wyciągnęłam potrzebne składniki, George wrzucił już dwie krople wody z rzeki Lethe.
-Ja będę podgrzewał a ty odliczał 20 sekund okej ? - zapytał .
- Okej. - odpowiedziałam, a on zaczął podgrzewać różdżką kociołek. 20,19,18,17,16 ... 3,2,1 - Koniec . - powiedziałam a mój partner przestał podgrzewać, wrzuciłam dwie gałązki waleriany i pomieszałam trzy razy zgodnie z wskazówkami zegara. George machnął różdżką i odstawiliśmy kociołek na 50 minut żeby się dobrze zaparzyło. W tym czasie poczytaliśmy trochę o skutkach tego eliksiru a potem chcieliśmy porozmawiać z Fredem, Angeliną, Lee i Amandą, ale Snape kazał czytać książkę a nie rozmawiać.

~50 minut później~
  
   Dodaliśmy dwie porcje standardowego składnika do moździerza i dorzuciliśmy cztery jagody z jemioły. Zaczęliśmy właśnie rozgniatać składniki w moździerzu gdy usłyszeliśmy straszny huk, po chwili byliśmy już cali w jakiejś fioletowej papce.
- Co do diabła tu wyprawiacie ?! - Wrzasnął Snape na Lee i Amandę, od których pochodziła dana mieszanka wybuchowa . - Przecież było napisane, że do dwóch porcji podstawowego składnika trzeba dodać cztery jagody z jemioły ! Nie sześć ! Odejmuję wam każdemu po piętnaście punktów. Posprzątać to i wracać do pracy. Eliksir macie nie zaliczony, będziecie musieli przyjść po lekcjach i uwarzyć go jeszcze raz. - uspokoił się dopiero w połowie swojego przemówienia. - A wy na co się tak patrzycie ?! Do roboty, albo wam tez odejmę punkty ! - zwrócił się  do nas na co szybko wróciliśmy do dalszego warzenia eliksiru. Snape popatrzył na nas surowym wzrokiem i machnął różdżką dzięki czemu nie było na nas już ani trochę papki. Wzięliśmy się do warzenia, dodaliśmy dwie szczypty składników z moździerza i pięć razy pomieszaliśmy w kierunku przeciwnym do ruchu zegara. Machnęłam różdżką, a w tym samym momencie Snape podszedł do nas chcąc sprawdzić naszą pracę.
- Spokojnie będzie dobrze. - szepnął mi do ucha George.
- Dobrze - odpowiedział zimno Snape i przeszedł do stolika Freda i Angeliny. Oni również mieli dobrze uwarzone. Uśmiechnęliśmy się do siebie a podchodząc do Amandy zrobiłam smutną minę.
- Będzie dobrze. Przyjdziecie po lekcjach, uwarzycie na spokojnie ten eliksir i wrócicie.
- Tak łatwo ci mówić. Ty byłaś w parze z Georg'em a on jest dobry z Eliksirów. - pożaliła się.
- Och nie przesadzaj - usłyszeliśmy głos Georg'a, który widocznie cały czas przysłuchiwał się naszej rozmowie.Gdy pan prof. już sprawdził całą klasę wrócił do biurka.
- Rozejść się - powiedział Snape. - Weasley ty zostań. - domyśliliśmy się, że chodzi o Freda i jego wypracowanie, dlatego wyszliśmy z sali i czekaliśmy zniecierpliwieni pod klasą. Lee powtarzał z Amandą przepis na Eliksir Zapomnienia. W końcu im się udało i bezbłędnie wyrecytowali całą formułkę, po chwili z klasy wyszedł Fred wyraźnie uszczęśliwiony.
- No i jak ci poszło ? Co ci powiedział ? - zasypywaliśmy go pytaniami.
- Nie uwierzycie ! Dostałem piątkę ! Dziękuję wam ! - wykrzyknął uradowany.
- No gratuluję braciszku ! - powiedział Fred klepiąc brata po ramieniu.
- Co to za hałasy ? - usłyszeliśmy nagle głos dobiegający z drzwi klasy . - Biegiem na lekcje, bo jak się spóźnicie to odejmę punkty i wtedy nawet ta ocena z wypracowania Weasley'a was nie pocieszy ! - warknął Snape, a my czym prędzej wybiegliśmy z lochów kierując się do klasy Transmutacji. Dzisiaj mieliśmy niby proste ćwiczenie - mieliśmy zamienić igłę w zapałkę . Niestety większości uczniom to nie wychodziło. Mi zamiast całkowicie w zapałkę, zamieniła się tylko główka igły. Byłam tym trochę poirytowana, dlatego gdy wreszcie mi się to udało (z małą pomocą pani profesor) byłam bardzo szczęśliwa i myślałam już, że reszta dnia też taka będzie, niestety myliłam się. Przeszłam razem z bliźniakami, Lee i Amandą na obiad do wielkiej sali. Usiadłam obok Elizabeth, która zawzięcie rozmawiała z Terrym. Gdy tylko mnie zauważyła to odwróciła się i przywitała, pytając jak mi minęły pierwsze lekcje.  Na stole pojawiły się właśnie pierwsze przysmaki dlatego czym prędzej nałożyłam sobie trochę ziemniaków, które polałam ciemnym sosem. Po obiedzie ruszyłam do wieży pani Trelawney, niestety tak się złożyło, że dzisiejszą lekcję mam nie z Gryfonami lecz z Puchonami. Nie było tak źle nie biorąc pod uwagę tych idiotycznych przepowiedzi pani prof., które nie były do spełnienia. Na przykład pewnemu chłopakowi z Hufflepuffu "przepowiedziała", że w przerwie świątecznej aurorzy wpadną do jego mieszkania w Wigilię i zabiorą jego ropuchę,która jest jak twierdzi animagiem, nie zapisanym w rejestrze i ukrywającym się przez kilkadziesiąt lat. W jej ustach brzmiało to tak niedowierzalnie, że nie wiem jakim cudem, ale połowa klasy (Puchoni) zatrzęsła się ze strachu na myśl, że ta sama ropucha jest właśnie w ich salonie głównym. Po skończonej lekcji wróżbiarstwa nadszedł czas na mój ulubiony przedmiot, czyli Obronę przed Czarną Magią. Dzisiaj siedziałam w ławce z Amandą. Mówiliśmy o Dementorach... To straszne stworzenia wysysające duszę, mają nawet do 3 metrów wysokości i noszą czarne poszarpane płaszcze. Te potwory nie mają nóg dlatego unoszą się w powietrzu i rozmnażają się poprzez proces podobny do pączkowania lub podziału - są bezpłciowi. Można je usłyszeć, ponieważ mają głośny świszczący oddech są jednak niewidzialni dla  mugoli i charłaków...
    Ta lekcja wydawała mi się straszna, dlatego ucieszyłam się na myśl, że została tylko jedna godzina do końca zajęć, później tylko około północy mamy astronomię. Mają ją Ślizgoni, Puchoni, Gryfoni i Krukoni razem na najwyższej wieży w Hogwarcie. Jeszcze nie wiedziałam gdzie jest ta wieża dlatego po zajęciach poszłam do biblioteki szukając książki o założeniu Hogwartu. Pomogli mi w tym bliźniacy, ponieważ Amanda i Lee poszli do Snape'a warzyć eliksir zapomnienia. Położenie tej ciężkiej księgi na stole zajęło nam dobre pięć minut. W końcu odnaleźliśmy rozdział o wieży astronomicznej i wieczorem byliśmy już przygotowani z naszymi teleskopami i książkami do lekcji. Prefekci odprowadzili nas na umówione miejsce z nauczycielem i dalej już w towarzystwie Alice, Posy i Cho weszłam na najwyższą wieżę w zamku. Noc była cudowna ! Niebo było usiane gwiazdami. Na prośbę nauczyciela rozłożyliśmy swoje teleskopy. Wieża była tak ogromna, że pomieściła wszystkich uczniów i jeszcze było miejsce. Odnalazłam wzrokiem Amandę, Lee,(okazało się, że za drugim razem zdali eliksir bez problemów)Freda i Georga po czym pomachałam do nich ręką zapraszając ich na zajęte obok mnie miejsca.
- Cisza ! - krzyknął nauczyciel. - Zadanie jakie otrzymacie będzie bardzo łatwe. Otóż musicie poszukać na niebie jak najwięcej konstelacji. Trzeba je rozpoznać i zapisać na pergaminie. Osoba, która znajdzie ich najwięcej dostanie ode mnie nagrodę!  - wśród uczniów rozległ się gwar i poruszenie. - Spokój ! - uspokoił nas nauczyciel. - Są jakieś pytania ? Nie? To do roboty, macie półtora godziny. Powodzenia. - Otworzyłam książkę na dziale konstelacji gwiezdnych i od razu wzięłam się do roboty. Zastanawiałam się co może być nagrodą ], zresztą nie tylko ja bo Fred i George cały czas o tym dyskutowali.
- Może to będzie jakieś samopiszące pióro na sprawdziany...
- ... albo magiczne fasolki...
- Chłopaki, nauczyciel na pewno nie da wam czegoś dzięki czemu moglibyście ściągać na sprawdzianie, wątpię też żeby to były fasolki. - rozwiałam ich rozmyślania na co udali oburzenie i jak gdybym nic nie powiedziała, wrócili do wymyślania innych nieprawdopodobnych rzeczy. Dałam sobie spokój i przewróciłam oczami na co bliźniacy się zaśmiali.
- Ha ha . Spokojnie, po prostu uwielbiamy jak się gniewasz. Wychodzi ci to bardzo uroczo. - zaśmiali się klepiąc mnie po ramieniu.
- Panowie Weasley i pani Martin, to nie czas na jakieś młodzieńcze zaloty. Proszę się tym zając na innej lekcji byle nie na mojej. Jeszcze raz coś takiego a odejmę wam punkty. - za naszymi plecami stał pan profesor, uczniowie dookoła zaczęli się śmiać na co ja spłonęłam rumieńcem i odwróciłam głowę. - Wracać do pracy ! - krzyknął nauczyciel gdy śmiechy nie ucichły.
  Po upływie  niespełna godziny nauczyciel ogłosił koniec czasu na szukanie konstelacji. Pozbierał pergaminy z odszukanymi konstelacjami, czułam zdenerwowanie tym bardziej, że arkusz Amandy był cały zapisany.   Po dziesięciu minutach przeglądania kartek, nauczyciel stanął przed nami, kilku uczniów zaczęło delikatnie trząść się z niecierpliwości.
- Skończyłem sprawdzać wasze arkusze. Wielu z was zastanawiało się co będzie nagrodą... - nauczyciel wyciągnął srebrny pergamin, rozwinął go a my ujrzeliśmy białe punkciki rozsiane na granatowym tle. - Wielu z was nie ma pojęcia co to jest, więc już wam wyjaśniam. To jest mapa podróżna, po stuknięciu różdżką i wypowiedzeniu odpowiedniego zaklęcia ukazują się na niej cała droga do celu,  do którego chcemy się dostać - wielu uczniów wstrzymało oddech. Pomyślałam, że fajnie by było mieć taką mapę, ale wiedziałam, że mogę jej nie wygrać.- A teraz czas na werdykt.- oznajmił po chwili pan profesor, dzięki czemu zapadła grobowa cisza, tylko gdzieś na niebie słychać było pohukiwanie sów. -Mapę podróżną wygrał lub wygrała ...



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam, że dopiero dzisiaj, ale byłam u babci i nie miałam pod ręką żadnego komputera. Zbieram dedykacje na rozdział :D Jest już 9 rozdział !! Następny mam już prawie gotowy, dlatego myślę, że pojawi się już w tym tygodniu. Iiiiiiiiiii ... mam do was pytanie : znacie jakieś szabloniarnie potterowskie ?? Jeśli tak to podacie ?? Bardzo mi na tym zależy... ;)

czwartek, 20 marca 2014

Informacja

1. Od teraz rozdziały będą dodawane rzadziej, ale za to będą bardziej dopracowane i dłuższe.

2. Chciałabym wiedzieć ile osób czyta mojego bloga, więc niech każdy kto go czyta napisze pod tym postem komentarz "czytam" . Bardzo mi to pomoże, ponieważ będę wiedziała czy warto pisać dalej  ...

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 7

  - Witam was wszystkich na waszej pierwszej lekcji latania. Ja nazywam się prof. Hooch . Stańcie każdy przy jednej miotle - przywitała się z nami a my podeszliśmy do wybranych mioteł . - wyciągnijcie rękę nad miotłę i powiedzcie "Do mnie ! " .- tak jak kazała tak rozległo się po całym boisku okrzyki
- Do mnie ! - powiedziałam stanowczo zwracając się do mojej miotły. Ku mojemu zdziwieniu, zaczęła powoli się unosić aż wreszcie złapałam ją. Zauważyłam, że Fredzie i Georgowi też się udało za pierwszym razem . Amanda nie miała tyle szczęścia i jej miotła tylko kulała się obok niej. Dopiero gdy się trochę uspokoiła to jej się udało. Gdy wszyscy już trzymali swoje miotły w ręcach pani Hooch podała dalsze wskazówki.
- Teraz usiądźcie na niej i złapcie mocno za trzonek . Tym, którzy zrobią to dobrze dam 5 punktów dla domu.
    Punkty dostali : Fred, George, Amanda, Posy , ja, dwóch ślizgonów i jeden puchon. Następną lekcją było zielarstwo. Nie mieliśmy daleko więc szybko doszliśmy do szklarni. Nasza nauczycielka prof. Sprout była niską kobietą o okrągłych kształtach. Na pierwszej lekcji przedstawiła nam podstawowe rośliny lecznicze. Po zielarstwie udaliśmy się na obiad . Przez całą drogę rozmawialiśmy o wypracowaniu z eliksirów, a Fred odzyskał humor i dyskutował razem z nami. Przeszliśmy przez drzwi wejściowe i gdy właśnie mieliśmy skręcać do Wielkiej Sali, poczułam jak zderzam się nagle z kimś. W wyniku upadłam na podłogę i zauważyłam tylko postać o długich jasno brązowych włosach znikającą za wejściem na klatkę schodową. Zastanawiałam się kto to może być i czemu to zrobił. Wiedziałam tylko, że jest to dziewczyna. Nic więcej.
- Ellie wszystko w porządku ?  - wyrwał mnie z zamyśleń Fred. W jego głosie usłyszałam troskę .
- eee tak . Wszystko ok - bąknęłam próbując podnieść się lekko. Wstać pomógł mi George.
- Na pewno? Ellie ta dziewczyna dosyć mocno cię popchnęła. - spytała znów Amanda. - może chodźmy do pani Pomfrey?
- Nie, nie trzeba ... - powiedziałam. W tym samym czasie poczułam silny ból w tylnej części głowy. Zrobiłam skrzywioną minę.
- Ellie nie żartuj sobie. Musisz iść do pielęgniarki. - odparł Fred - zaprowadzę cię .
- My z Amandą powiemy na lekcji dlaczego was nie ma . - zaoferował się George.
- Dziękuję . - powiedziałam cicho.
- Nie ma sprawy . No idźcie już. Ja i tak nie wiem gdzie to jest. - rzuciła Amanda po czym ruszyła z Georgiem na obiad.
- Chodź. - powiedział Fred i złapał mnie za rękę na co zaczerwieniłam się trochę. Prowadził mnie tak przez jakieś 5 minut. Korytarze były puste więc doszliśmy bez problemu. Na miejscu pani pielęgniarka zapytała Freda co się stało, a on opowiedział jej wszystko .
- No kochanieńka . Co cię boli ? - zapytała czule pani Pomfrey.
- Głowa ... Z tyłu - wybąkałam.
- Poczekajcie tu na mnie zaraz przyniosę lekarstwo . - Wybiegła z sali, usiadłam na najbliższym łóżku. Fred nadal stał koło mnie, nie odstępywał mnie nawet na krok . Bardzo się cieszyłam, że mam takich przyjaciół. W tej chwili weszła pani Pomfrey z małą buteleczką w ręku, otworzyła ją i nalała jakiegoś różowego płynu do szklanki.
- Wypij to a poczujesz się lepiej. Jaką macie następną lekcję ? Wyśle do nauczyciela wiadomość, że się spóźnicie. - zapytała pielęgniarka.
- Mamy Historię Magii . - powiedział szybko Freddie .
- Dobrze . Wychodzę na chwilę, a jak wrócę, lekarstwo ma być wypite . zrozumiano ? - oznajmiła pani Pomfrey z uśmiechem . - a ty jej przypilnuj . - rzuciła do Freda odchodząc. Podniosłam szklankę do ust. Wzięłam pierwszy łyk, w smaku przypominał zwykły sok malinowy.
- Da się przełknąć ? - zapytał unosząc brwi Freddie.
- Jest bardzo smaczny. Jak sok malinowy . - uśmiechnęłam się i wypiłam resztę lekarstwa. Po chwili wróciła pani Pomfrey i odłożyła szklankę.
- No ładnie wypite. Powiadomiłam już waszego nauczyciela. Możecie wracać na lekcję. Głowa powinna już przestać boleć .- Rzeczywiście, ból po chwili zanikł .
- Dziękujemy bardzo za pomoc. - powiedział Fred .
- Dziękuję. - również podziękowałam. Ruszyliśmy w stronę klasy . Drogę przeszliśmy bez słowa . Freddie wziął moją torbę i teraz niósł dwie. Chociaż nic mi już nie było, on i tak zarzekał się, że ją poniesie. Minęliśmy jeszcze ostatni zakręt i weszliśmy do klasy. Wszystkie oczy były skierowane na nas .
- Dzień Dobry panie profesorze. Przepraszamy za spóźnienie. Byliśmy u pani Pomfrey. - powiedziałam po chwili.
- Dzień Dobry. Wiem o wszystkim . Proszę usiądźcie na swoich miejscach. Fred oddał mi moją torbę i usiedliśmy obok siebie. Wyciągnęłam książkę i wypracowanie . Wstałam razem z pergaminem i podeszłam do biurka. Fred zrobił to samo.
- Moje wypracowanie . - oznajmiłam kładąc na biurko kilka spiętych ze sobą kartek pergaminu.
- I moje. - dodał Fred czyniąc to samo.
- Ach . Dziękuję. Prawie bym zapomniał. Siadajcie już. - odpowiedział nauczyciel po czym powrócił do prowadzenia lekcji.
   Ledwo wyszliśmy z klasy i już byłam zasypana tysiącem pytań.
- Gdzie byłaś ? Wszystko w porządku ? Jak się czujesz ? - dochodziły mnie głosy zewsząd.
- Dajcie jej spokój . To nie jest żadne przesłuchanie ! - krzyknęła Amanda. Nie wiedziałam skąd u niej taka agresja . Uczniowie po chwili rozeszli się a my poszliśmy na lekcję Opieki nad Magicznymi Stworzeniami.
- no no no . Nie wiedziałem, że  masz takiego powera Anda- powiedział śmiejąc się George.
- Na ogół jestem spokojna. Tylko jak ktoś mnie naprawdę wkurza to potrafię stracić panowanie - odpowiedziała z powagą.
- Anda ? - zapytałam ze zdziwieniem .
- Tak. To nasi kochani bliźniacy tak wymyślili. - Amanda uniosła teatralnie ręce. To nasza ostatnia lekcja. Później idziemy do biblioteki pisać karne wypracowanie z Eliksirów.
    OnMS* minęła nam szybko .
- Idę zanieść torbę . Widzimy się w bibliotece. Paaa - powiedziałam na pożegnanie i ruszyłam w stronę wieży Ravenlawu. Zastukałam a kołatka zadała pytanie :
- Było " coś i nic " . "Coś" wyszło oknem, a "nic" drzwiami. Co zostało ?
- To proste. Zostało ...

~~~~~~~~~~~~~
OnMS* - Opieka nad Magicznymi Stworzeniami.

Halllo ??? :D
Czyta ktoś wgl tego bloga ??? ;)
Znowu nikt nie pisze komów. A dają mi tyyyyle szczęścia :D
Następny rozdział raczej jutro, ale nic nie obiecuję ...

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 6

- Odpowiedź brzmi jajko ! - wykrzyknęła Beth. Drzwi cicho się otworzyły a my weszłyśmy do zapełnionego uczniami salonu. Uznałam, że warto poznać czarownice i czarodziei z mojego domu, więc podeszłam do kominka przy, którym stał pewien chłopak .
- Hej jestem Ellie, a ty ? - przywitałam uśmiechając się szeroko.
- Cześć Ellie. Ja jestem James . Miło cię poznać - odpowiedział puszczając do mnie oczko. Zaczerwieniłam się lekko .
- Na, którym roku jesteś ? - zapytałam starając się ukryć moje wypieki na twarzy.
- Jestem na drugim . Chodzę z Elizabeth do klasy. A jak tam ci mija pierwszy dzień szkoły? - zapytał nagle.
- W Hogwarcie jest super. To bardzo zagadkowy zamek. Większość nauczycieli jest ok z wyjątkiem Snape'a . Mój kolega zarobił już u niego karę .
- To normalne, pewnie jeszcze nie jedną dostanie. Snape lubi tylko ślizgonów... W zeszłym roku o mało nie wyleciałem przez niego ze szkoły . - dodał śmiejąc się
- Musiałeś się mu nieźle narazić.
- Konkretnie to wrzuciłem mu do jego schowka na eliksiry kotkę naszego woźnego. A ta chcąc poszukać wyjścia pozrzucała mu wszystkie kolby z półek. Dzięki magicznym oparom stała się mutantem - tu się zaśmiał . - miała ogon prosiaka, kopyta jak u konia, rogi byka zamiast uszu .
- W takim razie skąd wiedzieli kto to zrobił ? - weszłam mu w zdanie.
- Był tam też eliksir dzięki któremu zwierzęta i inne stworzenia mówią ludzkim głosem i przez to mnie po prostu wydał wredny mutant! - oboje zaczęliśmy się zanosić śmiechem. Rozmawialiśmy tak jeszcze przez jakieś pół godziny, gdy nagle za plecami usłuszeliśmy znajomy głos.
    - Ekhm . Przepraszam, że przeszkadzam, ale po pierwsze jest już cisza nocna a po drugie powinniście być już w łóżkach. - oświadczył z powagą Terry. Nawet nie zauważyłam, że wszyscy już poszli spać .
- Przepraszamy Terry . Już idziemy . Miło się z tobą rozmawiało Ellie. Dobranoc. - powiedział odchodząc w stronę swojego dormitorium.
- Dobranoc James-  zrobiłam to samo. Ubrałam się w piżamę tak żeby nie obudzić dziewczyn.  Zasnęłam bardzo szybko.
  Obudziłam się dosyć wcześnie dlatego miałam trochę czasu dla siebie . Ubrałam moją szatę, a włosy związałam w kucyka. Sprawdziłam jeszcze czy wszystkie lekcje mam odrobione. Spojrzałam na zegarek, była już 8.00 . Lekcje zaczynamy dopiero o 9.00 i mamy naukę latania. Obudziłam dziewczyny i po pół godziny schodziłyśmy już na śniadanie. Byłyśmy już blisko wielkiej sali gdy poczułam jak ktoś lekko klepie mnie w ramię . Odwróciłam się i nic nie zauważyłam . Szłam dalej po czym znowu poczułam jak ktoś ciągnie mnie lekko za włosy. Dziewczyny stanęły nagle w pół kroku . Obejrzałam się za siebie i ujrzałam małego skrzata unoszącego się tuż nad moją głową. Zaczął się szyderczo śmiać .
- Zostaw ją Irytku ! - krzyknął nagle ktoś zza moich pleców. Poznałam, że to był głos Jamesa. Skrzat czym prędzej odleciał a dziewczyny już poszły zostawiając mnie i Jamesa samych na korytarzu.
- Dziękuje że go odgoniłeś. Sama nie wiem co w tym zamku może mi się jeszcze przytrafić.
- Nie ma sprawy . Ten skrzat jest nieznośny, ale jak się na niego wrzaśnie to robi się spokojny i po prostu odlatuje.
- Chodźmy już na śniadanie. - oznajmiłam po chwili.
- Racja. - odpowiedział i ruszyliśmy w stronę wielkiej sali. Weszliśmy jako ostatni. Zajęliśmy miejsca obok Bethy. Przy drugim stole zauważyłam trójkę moich znajomych : Amandę, Georga i Freda. Pomachałam do nich przyjaźnie na co uśmiechęli się do mnie szeroko. Zjadłam małą porcję jajecznicy i wypiłam kubek ciepłej herbaty. Gdy skończyłam porozmawiałam jeszcze chwilę z Jamesem i Elizabeth, po czym udałam się w stronę drzwi wyjściowych. Tam czekali już na mnie Fred i George w towarzystwie Amandy.
- Hej . To jak ? Idziemy na naszą pierwszą lekcję latania ? - zapytałam przyjaźnie.
- Ta chodźmy. - powiedział smutno Fred wychodząc z zamku .
- George , co mu się stało ? - zapytałam cicho tak żeby nie słyszał.
- No wiesz dzisiaj piszemy to wypracowanie i powiem szczerze że nie chce żebyśmy mu pomagali.
- Co ? Dlaczego ? Przecież to żaden problem. Prawda Amando ? - zdziwiłam się na odpowiedź Georga. - No jasne, że mu pomożemy. W końcu od tego są przyjaciele. - uśmiechnęła się szeroko.
- Pójdę z nim porozmawiać. - oznajmiłam nagle. Przyśpieszyłam kroku i zaraz znalazłam się u boku Freda.
- Fred ?
- Tak Ellie .
- Dlaczego jesteś dzisiaj taki smutny ? - zapytałam nie owijając w bawełnę.
- Ja ? Nie, wydaje ci się. - odpowiedział próbując się uśmiechnąć, ale niestety nie wyszło mu to .
- Fred przecież widzę. Jeśli chodzi o Snape'a i to wypracowanie to nie przejmuje się. My ci pomożemy i będzie wszystko ok . - poklepałam go po ramieniu na co odpowiedział
- Dziękuję. Nawet nie mam zielonego pojęcia o tych niebezpiecznych eliksirach. - rzucił schylając głowę.
- Nie ma sprawy. Tak jak to powiedziała Amanda : " Od tego są przyjaciele" ! - zaśmiałam się. Po chwili dołączyła do nas reszta, później już e milczeniu doszliśmy do boiska. Przeszliśmy przez przejście pod trybunami. Na środku czekała już na nas pani profesor. Większość uczniów już była na miejscu . Poczekaliśmy jeszcze za Cho, Alice i Posy . Te kiedy przyszły dostały karę za spóźnienie - 5 punktów dla Rawenclavu. Te jednak się nimi nie przejęły i po chwili już rozmawiały ze sobą chichicząc co jakiś czas.
- To te twoje koleżanki z dormitorium ? - zapytał drwiąco George.
- Tak . - przyznałam - Są bardzo miłe, tylko gadatliwe jak widać.
- Dobrze, że ty jesteś inna . - dodał Fred. A więc jest tak jak myślałam . Nie pasuje do mojego towarzystwa z pokoju. Postanowiłam sobie w myślach, że w święta przefarbuję włosy.

~~~~~~~~~~~~~
A więc to już 6 rozdział. Dobrze nam idzie ;) I przepraszam że nie dodałam wczoraj, ale choroba mnie dopadła . Następny postaram się dodać już jutro ^^

wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 5

   -Już wiem ! To są zęby ! - oznajmiłam z satysfakcją w głosie. Drzwi po chwili same się otworzyly , weszłam do idealnie okrągłego pomieszczenia. Weszłam po schodach do dormitorium. Nikogo tu nie było. Podeszłam do biurka znajdującego się po lewej stronie mojego łóżka. Znalazłam na nim kilka piór i pełny kałamarz. Wyciągnęłam zeszyty i od razu zabrałam się do pisania wypracowania z Historii Magii na temat pierwszych założycieli Hogwartu. Niby pierwsza dzień w szkole a już wiedziałam że właśnie ten przedmiot będzie najnudniejszy ze wszystkich. W końcu prowadził je duch i jeszcze mówił takim sennym głosem ! Ciszę przerwało mi ciche chichotanie dochodzące zza drzwi pokoju. Po chwili ukazały się w nich trzy znajome mi twarze .
- Cześć dziewczyny - zwróciłam się w ich stronę.
- Hej Ellie ! - odpowiedziały równocześnie - Raz, dwa, trzy moje szczęście ! - wykrzyknęły znowu razem na co wszystkie zaczęłyśmy się śmiać.
- Co tam porabiasz ? - spytała mnie Alice nadal nie mogąc opanować śmiechu .
- Odrabiam pracę domową z Historii Magii. - odpowiedziałam krzywiąc siey lekko.
- Nie rozumiem tego . Pierwszy dzień szkoły a już zadanie domowe ! - pożaliła się Cho siadając przy swoim biurku. Wyciągnęła swoją książkę i czyste kartki. Posy natomiast usiadła na łóżku i czesać swoje długie kasztanowe włosy. Pomyślałam sobie przez chwilę że tu nie pasuje, bo jako jedyna z pokoju miałam jasne włosy. Jednak po chwili rozwiałam moje rozmyślania skupiając się na wypracowaniu .
   - Uffff . Ja już swoje lekcje skończyłam . Idę się przejść powodzenia dziewczyny - uśmiechnęłam się z satysfakcją patrząc na uczące się koleżanki. Pochowałam wszystkie swoje rzeczy do torby, w drzwiach pomachałam jeszcze dziewczynom po czym zeszłam schodami do pokoju wspólnego krukonów. Ku mojemu szczęściu na kanapie siedziała Elizabeth w towarzystwie Terry'ego .Podeszłam do nich z serdecznym uśmiechem na ustach.
- Hej Beth ! Witaj Terry. - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.
- To cześć Beth . Do jutra . - wstał nagle i skierował się do sypialni chłopców. Trochę zakłopotana zaczęłam.
- Przepraszam Beth . Chciałam tylko się przywitać...
- El przstań ! Nawet nie wiesz jak ci za to chcę podziękować . - zrobiłam zdziwioną minę. - Słuchałam sobie właśnie spokojnie muzyki przez nowo kupione słuchawki, które rano Melinda mi przyniosła. Kiedy on usiadł koło mnie, z grzeczności przywitałam się, ale zaraz tego pożałowałam bo zaraz zaczął się przechwalać o tym, że został prefektem. Później było jeszcze gorzej bo przeszedł do lekcji. Cały czas mówił tylko o przedmiotach i tematach. Chodźmy się gdzieś przejść bo zaraz się chyba tu zanudzę na śmierć - skończyła swój monolog po czym skierowała się w stronę drzwi. - Idziesz ?
- Ach tak . Przepraszam zamyśliłam się. - poszłyśmy do biblioteki, a potem na dziedziniec. Drogę do nich musiałam zapamiętać co nie było łatwe w takim wielkim zamku.
- Chodźmy na błonie . Pokażę ci boisko do quidditcha. - złapała mnie za rękę i pociągnęła mnie w kierunku drzwi wyjściowych. Były otwarte więc wyszłyśmy na zewnątrz bez problemu .
- Na pewni możemy wychodzić o tej porze ? - zapytałam z nutą strachu w głosie .
- No jasne ! Mamy czas do kolacji . - oznajmiła wesoło i skierowała się w stronę boiska . Z daleka zauważyłam po trzy obręcze na obu końcach boiska. Dookoła były dość wysokie trybuny : osobno dla nauczycieli i uczniów.
- I to wystarczy ? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Tak . Ale nie będę ci teraz opowiadać. Dowiesz się wszystkiego na lekcji latania . Spójrz, tam jest hata naszego gajowego- Hagrida. - wskazała palcem w stronę małego kamiennego domku stojącego na skraju lasu. Z komina leciał mały dym, obok hatki był ogród. Był on trochę inny niż te w świecie mugoli. Dynie były tam wielkości sporej beczki. Spojrzałam w niebo na chwajace się za horyzont słońce.
- Beth może już chodźmy, zaczyna się ściemniać.
- No dobrze idziemy. - powiedziała odwracając się w stronę zamku .
    Nie szłyśmy do pokoju wspólnego bo zaraz i tak musiałybyśmy zejść na kolację, więc od razu weszłyśmy do wielkiej sali. Nie było tam jeszcze nikogo, usiadłyśmy na naszych miejscach. Zostało jeszcze jakieś 10 minut do kolacji. Elizabeth wyciągnęła z kieszeni swoje słuchawki, podłączyła do jakiegoś dziwnego płaskiego pudełeczka z kilkoma przyciskami.
- Beth wiem co to są słuchawki, ale nie mam pojęcia czym jest to drugie ...
- A to. To jest mp3. Mieszczą się tam wszystkie piosenki jakie chcę. Później mogę je odtwarzać przez słuchawki. - wytłumaczyła mi. W tej chwili rozległo się głuche dudnienie gongu świadczącego o tym, że zaraz będzie kolacja. Do sali wkroczyły tłumy uczniów. Wśród nich dostrzegłam Amandę w towarzystwie Freda i Georga. Podeszłam do nich z szerokim uśmiechem na ustach.
- Hej. To o której idziemy jutro do biblioteki ? - zapytałam.
- cześć. Na pewno po szkole. Może spotkamy się o 16 na miejscu ? - zaproponował George .
- Mi pasuje. - odpowiedzieliśmy chórem na co zaczęliśmy się śmiać. - W takim razie smacznego. - rzekłam do moich znajomych widząc pojawiającą się kolację na stołach. Usiadłam koło Bethy i zaczęliśmy jeść. Po kolacji pożegnałam się z moimi znajomymi z Gryffindoru po czym udałam się do wieży Ravenclawu. Kołatka zadała nam pytanie :
- Pudełko bez zawiasów, ani klucza ani wieka a przecież złocisty skarb ukryty w środku czeka . - zaczęłyśmy z Bethy gorączkowo się zastanawiać nad odpowiedzią . Jak na razie nic nie przychodziło mi do głowy co było przybijające.
- Zaraz, zaraz chyba już wiem ! - krzyknęła Bethy .- jest to zamknięte czy wynika, ze można to otworzyć tylko rozbijając to .
- No tak przecież jadłyśmy je dzisiaj na śniadanie ! - przypomniałam sobie, ze to właśnie je rozbijałam łyżeczka. Co prawda były ugotowane ale przed są płynne.
- Odpowiedź brzmi ...

~~~~~~~~~~~~~~~~~
Czytasz = komentujesz ^^
Dajcie jakiś znak życia !! :D Następny rozdział w piątek bo w czwartek jadę na zawody powiatowe . ;D