UWAGA ! Odznaczające się kolorem słowa : Bill, Charlie, Percy, Ron, Ginny, Exlibrisy - kryją w sobie zdjęcia :D Wystarczy kliknąć na nie :)
Zielone płomienie nie ustąpiły, a z kominka wyszedł najpierw pan Weasley, później ich najmłodsza córka Ginny, a tuż po niej Ron. Po nich wyszli kolejno George, Fred, Charlie i Bill. Na końcu wyszła pani Weasley, i po niej ogień zgasł. Tak jak obiecali, byli punktualnie o 13 godzinie.
- Dzień Dobry. - rozgległ się chór Weasleyów.
- Witajcie - odpowiedzieli moi rodzice.
- Dzień Dobry - powiedziałam w końcu, na co każdy z Weasleyów uśmiechnął się i skierował wzrok w moją stronę.
-Bardzo dziękujemy za zaproszenie - uśmiechnęła się pani Weasley.
- To my dziękujemy - odpowiedział mój tata.
- To ja może przedstawie nasze dzieci - uśmiechnął się pan Weasley. - Oto nasz najstarszy syn Bill - wskazał ręką na najwyższego z braci. - Rok młodszy Charlie. Percy, który chodzi do trzeciej klasy. Freda i Georga już państwo znają. - uśmiechnął się szeroko, po czym wskazał na następnego rudzielca. - To jest Ron . I nasza najmłodsza córka, Ginny. Uff, wszyscy... - otarł sobie czoło reką, na co wszyscy zaczęli się śmiać.
Godzinę później tata pił już ognistą whiskey z panem Weasleyem, a mama wraz panią Weasley piła herbatę i rozmawiała o Hogwarcie. Ja natomiast pokazałam rudzielcom mój pokój i resztę domu. Opowiadali jak bardzo różni się on od ich Nory, a ja wytłumaczyłam im, że ten został zbudowany przez mugoli. Gdy zaszliśmy na dół, moja mama oznajmiła że czas na obiad, więc poszłam razem z nią do kuchni zostawiając Weasleyów, aby wybrali sobie miejca przy stole. Po chwili jednak do kuchni weszli Bill, Charlie, Percy, Fred i George.
- Możemy w czymś pomóc ? - zapytał grzecznie Bill.
- Oczywiście dzieci, możecie zanieść tą wazę z zupą, koszyk z pieczywem i resztę talerzy z jedzeniem. Ellie pomóż chłopcom. - uśmiechnęła się i powróciła do mieszania sosu. Podeszłam do stołu z zamiarem sięgnięcia po wazę z zupą, ale zamiast tego coś złapało za moje ręce. Odwróciłam się, a za mną stał Fred i George.
- To jest ciężkie, my to weźmiemy. - powiedział troskliwie Fred, po czym puścił moją rękę. Kątem oka zauważyłam jak mama uśmiecha się pod nosem.
- Dzięki, ale poradzę sobie. - nie chciałam wyjść na słabą.
- Ellie, przykro mi, ale nam się...
-... Nie odmawia, gdy dama jest w potrzebie - Dokończył za Georga Fred.
-El, nie bierz tej ciężkiej wazy dobrze ? - wcięła się z pytaniem mama. Niestety, nie moge podważać jej zdania
- Okej. - zostawiłam wazę w spokoju i pomogłam Percy'emu z dwoma talerzami, które starał się podnieść.
- Dziękujemy Julie, obiad był przepyszny. - Powiedziała pani Molly gdy wszyscy skończyli jeść. - Ta ryba była przepyszna, czym ją przyprawiłaś ?
- Czytałam w mugolskiej książce kucharskiej o skraplaniu ryby limonką lub cytryną przed upieczeniem. - odpowiedziała moja mama.
- Niepomyślałabym nawet żeby przyprawić rybę jakimś cytrusem.
- Przepraszam, za chwilę wrócę. - rzucił mój tata i wstał od stołu, po czym ruszył schodami na górę. Wrócił po krótkiej chwili.
- To jak Arturze, po jeszcze jednej szklaneczce ? - zapytał tata gdy wrócił.
- Chętnie - uśmiechnał się pan Weasley i wstał.
- Ellie, proszę zabierz chłopaków i Ginny do swojego pokoju, dobrze ? - zwrócił się do mnie mój tata.
- Jasne tato. - uśmiechnęłam się. - Chodżcie. - rzuciłam i ruszyłam na górę a za mną cały sznur rudowłosych postaci. Gdy już wszycy weszliśmy do środka to omal nie rozwalilibyśmy mojego pokoju. W rogu gdzie stała moja mała choineczka, dookoła były porozstawiane prezenty a na biurku pełno słodyczy. Ron i Ginny jako pierwsi rzucili się po prezenty. Charlie i Percy usiedli na łóżku a ja Fred, George i Bill podeszliśmy do biurka z słodyczami.
- Super niespodzinkę zrobił twój tata - powiedział Bill
- Tak, często ma takie niezłe pomysły. - odpowiedziałam mu.
- Aaa ! - wszyscy nagle odwrócili się w stronę Ginny, która trzymała w rękach jakieś pudełko.
- Gin co jest ? - zapytał Charlie.
- Zobaczcie co dostałam ! - pokazała pudełko, które trzymała w rekach. Okazało się, że był to zestaw do szydełkowania z różnymi magicznymi gadżetami.
Następne 10 minut było czasem radości z otrzymanych prezentów. Bill dostał kompas i mapę Afryki, Charlie książkę o smokach, Percy nowe pióro z kłamarzem, Fred i George nowe kociołki z różnymi gadżetami a Ron wielki plakat jego ulubionej drużyny Quidditcha. Ja natomiast znalazłam paczkę od Amandy z prezentem w środku, który okazał się książką pt. "Władca Pierścieni". Bill, Charlie i Percy bardzo zainteresowali się tą książką i pytali czy jak tylko ją przeczytam to czy mogłabym im pożyczyć.
- To chyba wszystko. - powiedziałam zerkając na puste papiery po prezentach.
- Wcale nie - rzucił Percy.
- My też mamy coś dla ciebie. - powiedziała Ginny po czym wyjęła z swojej torebeczki pudełko. Po otworzeniu, przed moimi oczami ukazały się trzy Exlibrisy. Wzór miały wprost przepiękny.
-Bliźniacy mówili, że lubisz czytać, więc zrobiliśmy dla ciebie trzy wzory. - uśmiechnął się Charlie.
-Nawet nie wiecie jak się cieszę ! Dziękuje wam ! - podeszłam do Freda żeby go przytulić, to samo zrobiłam z resztą rudzielców. Przy czym Ron zrobił się czerwony jak burak gdy go przytulałam.
- To co teraz robimy ? - zapytała Ginny.
- Może pogramy w prawda czy wyzwanie ? - zaproponowałam, na co Weasleyowie zrobili zdziwione miny.- Nigdy w to nie graliście ? - pokiwali przecząco głowami. - Nauczyły mnie tego dziewczyny z mojego dormitorium. Siada się w kręgu, bierze pustą butelkę i jedna osoba kręci. Temu, na którego wypadnie zadwane jest pytanie "Prawda czy wyzwanie?". Osoba odpowiada, jeśli prawda to ten co kręcił zadaje losowanemu jedno pytanie, na które on musi odpowiedzieć. Odpowiedź musi być zgodna z prawdą, nie wolno kłamać. Jeśli wylosowany wybierze wyzwanie, to trzeba mu powiedzieć co ma zrobić, i on wtedy nie może się wycofać.
- Mi to pasuje - uśmiechnął się Percy.
- Mi też. - odpowiedział Bill.
- Nam równierz - uśmiechnął się George.
- Taak zagrajmy ! - ucieszyła się Ginny. Sięgnęłam po pustą butelkę po coli (mugolskim napoju) i usiadłam w kręgu pomiędzy Ronem a Georgem.
- Kto chce zacząć pierwszy ? - spytałam Weasleyów.
- To może ja ? - odpowiedział pytaniem George.
- Jasne, trzymaj. - uśmiechnęłam się podając pustą butelkę. Zakręcił nią... i wypadło na Charliego.
-Prawda czy wyzwanie ? - zapytał George.
-Prawda - zdecydował Charlie
- Ok... Całowałeś się już z dziewczyną ?
- I oto typowe pytania w tej grze - zaśmiałam się.
- No Charlie, to jak ? - niecierpliwił się Percy. Charlie widocznie się denerwował.
- N-nie - wybąkał w końcu zawstydzony.
- Uuuuuu - buczał Bill.
- Ok, grajmy dalej. Charlie teraz ty kręcisz butelką. - przerwała nam Ginny. Charlie zakręcił i tym razem wypadło na Rona.
-Prawda czy wyzwanie ? - spytał Charlie.
- Wyzwanie - odpowiedział bez namysłu Ron.
-Wyjdź na zewnątrz w samej bieliźnie! - wszyscy ryknęli śmiechem gdy tylko Charlie wypowiedział ostatnie słowo.
- Nie mogę ! Mama mnie zabije gdy się dowie, i jeszcze do tego będę chory. - protestował Ron. Na dworze padał śnieg i wiał lekki wiatr. Cała okolica była pokryta białym puchem.
-Przykro mi Ron, ale nie możesz się wycofac - wydukałam ledwo powstrzymując atak śmiechu.
- Ale wyjątek można zrobić co nie ? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie. - odpowiedziałam krótko.
- No do dzieła Gnomku ! - zakpiał Fred. Ron opuścił głowę i wyszedł. Słyszeliśmy tylko jak skrada się po schodach. Wszyscy nadal się śmiejąc ruszyli do mojego okna, które akurat wychodziło na ogród za domem. Po chwili w samych majtkach na środek ogrodu wyszedł Ron, na co wszyscy jeszcze bardziej ryknęli śmiechem. Widać było już z daleka jak rudzielec cały się trzęsie, dlatego machnęłam reką żeby wszedł do środka. Wrócił do pokoju cały rozdygotany, i na szczęście już ubrany. Rzuciłam mu tylko koc i postanowiliśmy wrócić do zabawy. Ron zakręcił butelką, wypadło na mnie.
-P-p-prawda cz-czy W-wyzwanie ? - spytał trzęsąc się z zimna. Po chwili namysłu odpowiedziałam.
- Wyzwanie. - Na twarz Rona od razu wkradł się chciwy uśmieszek.
-Jak sobie życzysz. Oto twoje wyzwanie...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Starałam się rozdział dodać jak najszybciej :) Liczę na komentarze :D Następny rozdział będzie gdy zdążę go napisać przed 30 sierpnia, później jestem w drodze ze Szwecji do domu, a w domu czeka na mnie zepsuty komputer, więc rozdział nie będzie tak szybko dodany po 30 :D
Blask Księżyca
środa, 27 sierpnia 2014
poniedziałek, 28 lipca 2014
Rozdział 14
Te święta były cudowne, pod choinką znalazłam od taty książkę o quidditchu, powiedział że będę kiedyś wielkim graczem. Uznał tak patrząc na moje oceny z nauki latania. Od mamy natomiast dostałam nową torbę z wielkim herbem Ravenclawu na boku, rękawiczki i szalik w kolorach mojego domu.
-Mamo, kiedy przyjeżdżają państwo Weasleyowie ? - zapytałam tuż po świątecznej kolacji, nie mogłam przestać myśleć kiedy odwiedzą mnie moi przyjaciele.
- Za dwa dni, o 13 godzinie - odpowiedziała moja rodzicielka. - Tata wczoraj wysłał do nich sowę, a oni już po godzinie odpisali, że zjawią się punktualnie i dziękowali za zaproszenie. Bardzo miła ta rodzina, nieprawdaż Ellie ?
- O tak ! To bardzo miła i wesoła rodzina, wiedziałaś że mają oni jedną córkę, Ginny i sześć synów ? - zapytałam mamę, na co one zrobiła wielkie oczy.
- Hmmm... - zamyśliła się na chwilę. - Będzie trzeba zrobić mega obiad, jak mają na imię synowie ? - zapytała zmieniając temat.
- Najstarszy Bill ukończył już szkołę, Charlie jest w szóstej klasie Hogwartu, Percy chodzi do trzeciej klasy, następni są Fred i George, później jest Ron który do Hogwartu pójdzie za dwa lata no i Ginny, która do szkoły idzie za trzy lata. - zakończyłam, powtarzając w myślach to co powiedziałam i sprawdzając czy się nie pomyliłam.
- Trzeba zrobić listę zakupów, jutro zaczynamy przygotowania. - oznajmiła po czym poszła do salonu gdzie siedział mój tata, ruszyłam za nią. Usiadłam pomiędzy moimi rodzicami na kanapie, i razem zaczęliśmy oglądać jakiś mugolski film.
Nareszcie koniec, wstałam i ucałowałam moich rodziców na dobranoc po czym ruszyłam schodami na górę, do mojego pokoju. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy po wejściu to biurko zapełnione listami. Pewnie to odpowiedzi na moje życzenia, które wysłałam przed południem do moich znajomych, pomyślałam. Podeszłam do biurka i przeliczyłam wszystkie koperty, było ich 7 a wysłałam dziesięć, z czego część z nich pocztą mugolską. Otworzyłam pierwszy list ze stosu, był od Elizabeth, kartka od niej była śliczna. Z tyłu Beth napisała krótkie życzenia, w kopercie znalazłam list :
Droga Ellie !
Jak ci mijają święta ? Dziękuję bardzo za kartkę, jest prześliczna (bo w kolorach naszego domu). Nie mogę się doczekać uczty ! Mówili coś, że będziemy siedzieć z nauczycielami tak jak w zeszłym roku. Już się denerwuję, nie mam pojęcia co na siebie założyć żeby był to odpowiedni strój na kolację świąteczną z nauczycielami, ostatnio założyłam mundurek i wszyscy się ze mnie śmiali bo nikt poza mną go nie założył. Ok, muszę kończyć i sprzątnąć swoje dormitorium chociaż trochę. Do zobaczenia 6 stycznia !
PS. Złóż też życzenia swoim rodzicom ode mnie.
Całuję Elizabeth
Postanowiłam, że odpiszę jej rano przy tym jak będę wysyłać prezent świąteczny, więc wzięłam się za dalsze sprawdzanie kopert. Następna była od Posy, później od Cho i jeszcze od Alice, każda z kartek była w kolorach błękitu i srebra (jak kolory naszego domu). W innej kopercie była karta od Lee, a w następnej od Freda i Georga, w środku było zdjęcie, żywe zdjęcie ! Postacie na niej, czyli Fred i George ubierający choinkę ruszali się ! Zbiegłam z kartką w ręce na dół, rodzice oglądali jeszcze telewizję. Podbiegłam do nich i pokazałam zdjęcie.
- Ellie nie mów, że nie widziałaś nigdy takiego zdjęcia. - zaczęła mówić z lekkim poirytowaniem mama.
- Pierwszy raz w życiu je widzę.- stwierdziłam.
- Kochanie, przecież w proroku są tylko takie zdjęcia. - podsunął tata, ale ja nadal sobie nie przypominałam.
- Nie wiem czemu dotychczas ich nie widziałam. - stwierdziłam w końcu. - Elizabeth przysłała życzenia dla was i dla mnie. - powiedziałam zmieniając temat.
- To bardzo miło z jej strony, podziękuj jej w naszym imieniu. - odpowiedziała mama.
- No ok, sprawdzę tylko pozostałe listy i idę spać, dobranoc. - rzuciłam i pobiegłam z powrotem na górę.
Na końcu była kartka od Amandy, była najlepsza ze wszystkich bo wykonana własnoręcznie. Listy się skończyły, więc postanowiłam iść spać. W końcu jutro czekał mnie i mamę bardzo pracowity dzień.
Mama obudziła mnie już o 7:30 rano i od razu zabrałyśmy się za przygotowania do przyjęcia gości.Wysłałam najpierw prezent do Beth (książkę pt. "Percy Jackson i bogowie olimpijscy: Złodziej Pioruna" autorstwa Ricka Riordana.) Zrobiłyśmy szczegółową listę zakupów, a już o 12 siedziałam w samochodzie i jechaliśmy do marketu. Za oknem widać było widać biały puch, wolno spadający na ziemię. Włożyłam do uszu słuchawki i puściłam przez moją Mp3 piosenkę Eda Sheerana - Lego House, słuchając muzyki spędziłam resztę drogi. Zakupy poszły nam bardzo szybko i nim się obejrzałam, byliśmy już w domu i rozpakowywałyśmy z mamą zakupione produkty.
Następnego dnia obudziłam się jeszcze wcześniej niż poprzedniego ranka, bo moja sowa Okky domagała się wody po tych całych wycieczkach z kartkami. Byłam strasznie podekscytowana przyjazdem wesołej rodzinki Weasleyów. Zbiegłam po schodach na dół, ale nikogo tam nie zastałam. Usiadłam więc przy kuchennym stole i otworzyłam leżącego na nim Proroka Codziennego, artykułem na pierwszą stronę okazała się informacja, że w przyszłym roku minie już 10 lat odkąd do Azkabanu trafił bardzo groźny przestępca Syriusz Black. Już miałam przeczytać cały artykuł, gdy po schodach zeszła trochę zaspana mama. Wiedziałam, że nie będzie zadowolona gdy zobaczy, że czytałam proroka i to jeszcze artykuł o przestępcy z Azkabanu. Zamknęłam pospiesznie gazetę i odłożyłam na środek stołu zanim jeszcze zorientowała się, że jestem na dole. W końcu zwróciła na mnie uwagę, i widać było na jej twarzy zdziwienie.
- Cześć córeczko, co ty tu robisz tak wcześnie ?
- Okky chciało się pić, a później nie mogłam zasnąć, więc przyszłam tutaj.
- No dobrze, tata jeszcze śpi, ale zrobię nam śniadanie no a później zabieramy się do pracy. - uśmiechnęła się do mnie promiennie.
Tata zszedł na dół tuż po tym jak mama nałożyła mi na talerz jajecznicę.
- Hej tato. - przywitałam się.
- Cześć dziewczyny - oznajmił podchodząc do mamy i całując ją w policzek.
- Witaj kochanie, masz ochotę na jajecznicę ? - zapytała kładąc na stół talerz. - Ellie jak zjesz to zabieramy się do roboty, musisz mi pomóc bo sama sobie nie poradzę.
- Oczywiście mamo. - uśmiechnęłam się i wróciłam do jedzenia.
Gdy wszystko było gotowe, uświadomiłam sobie, że nadal stoję w kuchni w poplamionym fartuszku. Pobiegłam na górę się przebrać, ale stanęłam przed szafą strasznie zdezorientowana. W końcu zdecydowałam się na czerwoną sukienkę. Zbiegłam na dół, bo dochodziła już godzina 13. Stanęłam obok rodziców w salonie, gdy płomienie w kominku zabarwiły się na zielono.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że czekaliście na rozdział tak długo ale jestem na wakacjach i nie mam możliwości regularnego pisania. Następny rozdział pojawi się do końca wakacji. Bardzo proszę o komentarze i pozdrawiam.
-Mamo, kiedy przyjeżdżają państwo Weasleyowie ? - zapytałam tuż po świątecznej kolacji, nie mogłam przestać myśleć kiedy odwiedzą mnie moi przyjaciele.
- Za dwa dni, o 13 godzinie - odpowiedziała moja rodzicielka. - Tata wczoraj wysłał do nich sowę, a oni już po godzinie odpisali, że zjawią się punktualnie i dziękowali za zaproszenie. Bardzo miła ta rodzina, nieprawdaż Ellie ?
- O tak ! To bardzo miła i wesoła rodzina, wiedziałaś że mają oni jedną córkę, Ginny i sześć synów ? - zapytałam mamę, na co one zrobiła wielkie oczy.
- Hmmm... - zamyśliła się na chwilę. - Będzie trzeba zrobić mega obiad, jak mają na imię synowie ? - zapytała zmieniając temat.
- Najstarszy Bill ukończył już szkołę, Charlie jest w szóstej klasie Hogwartu, Percy chodzi do trzeciej klasy, następni są Fred i George, później jest Ron który do Hogwartu pójdzie za dwa lata no i Ginny, która do szkoły idzie za trzy lata. - zakończyłam, powtarzając w myślach to co powiedziałam i sprawdzając czy się nie pomyliłam.
- Trzeba zrobić listę zakupów, jutro zaczynamy przygotowania. - oznajmiła po czym poszła do salonu gdzie siedział mój tata, ruszyłam za nią. Usiadłam pomiędzy moimi rodzicami na kanapie, i razem zaczęliśmy oglądać jakiś mugolski film.
Nareszcie koniec, wstałam i ucałowałam moich rodziców na dobranoc po czym ruszyłam schodami na górę, do mojego pokoju. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy po wejściu to biurko zapełnione listami. Pewnie to odpowiedzi na moje życzenia, które wysłałam przed południem do moich znajomych, pomyślałam. Podeszłam do biurka i przeliczyłam wszystkie koperty, było ich 7 a wysłałam dziesięć, z czego część z nich pocztą mugolską. Otworzyłam pierwszy list ze stosu, był od Elizabeth, kartka od niej była śliczna. Z tyłu Beth napisała krótkie życzenia, w kopercie znalazłam list :
Droga Ellie !
Jak ci mijają święta ? Dziękuję bardzo za kartkę, jest prześliczna (bo w kolorach naszego domu). Nie mogę się doczekać uczty ! Mówili coś, że będziemy siedzieć z nauczycielami tak jak w zeszłym roku. Już się denerwuję, nie mam pojęcia co na siebie założyć żeby był to odpowiedni strój na kolację świąteczną z nauczycielami, ostatnio założyłam mundurek i wszyscy się ze mnie śmiali bo nikt poza mną go nie założył. Ok, muszę kończyć i sprzątnąć swoje dormitorium chociaż trochę. Do zobaczenia 6 stycznia !
PS. Złóż też życzenia swoim rodzicom ode mnie.
Całuję Elizabeth
Postanowiłam, że odpiszę jej rano przy tym jak będę wysyłać prezent świąteczny, więc wzięłam się za dalsze sprawdzanie kopert. Następna była od Posy, później od Cho i jeszcze od Alice, każda z kartek była w kolorach błękitu i srebra (jak kolory naszego domu). W innej kopercie była karta od Lee, a w następnej od Freda i Georga, w środku było zdjęcie, żywe zdjęcie ! Postacie na niej, czyli Fred i George ubierający choinkę ruszali się ! Zbiegłam z kartką w ręce na dół, rodzice oglądali jeszcze telewizję. Podbiegłam do nich i pokazałam zdjęcie.
- Ellie nie mów, że nie widziałaś nigdy takiego zdjęcia. - zaczęła mówić z lekkim poirytowaniem mama.
- Pierwszy raz w życiu je widzę.- stwierdziłam.
- Kochanie, przecież w proroku są tylko takie zdjęcia. - podsunął tata, ale ja nadal sobie nie przypominałam.
- Nie wiem czemu dotychczas ich nie widziałam. - stwierdziłam w końcu. - Elizabeth przysłała życzenia dla was i dla mnie. - powiedziałam zmieniając temat.
- To bardzo miło z jej strony, podziękuj jej w naszym imieniu. - odpowiedziała mama.
- No ok, sprawdzę tylko pozostałe listy i idę spać, dobranoc. - rzuciłam i pobiegłam z powrotem na górę.
Na końcu była kartka od Amandy, była najlepsza ze wszystkich bo wykonana własnoręcznie. Listy się skończyły, więc postanowiłam iść spać. W końcu jutro czekał mnie i mamę bardzo pracowity dzień.
Mama obudziła mnie już o 7:30 rano i od razu zabrałyśmy się za przygotowania do przyjęcia gości.Wysłałam najpierw prezent do Beth (książkę pt. "Percy Jackson i bogowie olimpijscy: Złodziej Pioruna" autorstwa Ricka Riordana.) Zrobiłyśmy szczegółową listę zakupów, a już o 12 siedziałam w samochodzie i jechaliśmy do marketu. Za oknem widać było widać biały puch, wolno spadający na ziemię. Włożyłam do uszu słuchawki i puściłam przez moją Mp3 piosenkę Eda Sheerana - Lego House, słuchając muzyki spędziłam resztę drogi. Zakupy poszły nam bardzo szybko i nim się obejrzałam, byliśmy już w domu i rozpakowywałyśmy z mamą zakupione produkty.
Następnego dnia obudziłam się jeszcze wcześniej niż poprzedniego ranka, bo moja sowa Okky domagała się wody po tych całych wycieczkach z kartkami. Byłam strasznie podekscytowana przyjazdem wesołej rodzinki Weasleyów. Zbiegłam po schodach na dół, ale nikogo tam nie zastałam. Usiadłam więc przy kuchennym stole i otworzyłam leżącego na nim Proroka Codziennego, artykułem na pierwszą stronę okazała się informacja, że w przyszłym roku minie już 10 lat odkąd do Azkabanu trafił bardzo groźny przestępca Syriusz Black. Już miałam przeczytać cały artykuł, gdy po schodach zeszła trochę zaspana mama. Wiedziałam, że nie będzie zadowolona gdy zobaczy, że czytałam proroka i to jeszcze artykuł o przestępcy z Azkabanu. Zamknęłam pospiesznie gazetę i odłożyłam na środek stołu zanim jeszcze zorientowała się, że jestem na dole. W końcu zwróciła na mnie uwagę, i widać było na jej twarzy zdziwienie.
- Cześć córeczko, co ty tu robisz tak wcześnie ?
- Okky chciało się pić, a później nie mogłam zasnąć, więc przyszłam tutaj.
- No dobrze, tata jeszcze śpi, ale zrobię nam śniadanie no a później zabieramy się do pracy. - uśmiechnęła się do mnie promiennie.
Tata zszedł na dół tuż po tym jak mama nałożyła mi na talerz jajecznicę.
- Hej tato. - przywitałam się.
- Cześć dziewczyny - oznajmił podchodząc do mamy i całując ją w policzek.
- Witaj kochanie, masz ochotę na jajecznicę ? - zapytała kładąc na stół talerz. - Ellie jak zjesz to zabieramy się do roboty, musisz mi pomóc bo sama sobie nie poradzę.
- Oczywiście mamo. - uśmiechnęłam się i wróciłam do jedzenia.
Gdy wszystko było gotowe, uświadomiłam sobie, że nadal stoję w kuchni w poplamionym fartuszku. Pobiegłam na górę się przebrać, ale stanęłam przed szafą strasznie zdezorientowana. W końcu zdecydowałam się na czerwoną sukienkę. Zbiegłam na dół, bo dochodziła już godzina 13. Stanęłam obok rodziców w salonie, gdy płomienie w kominku zabarwiły się na zielono.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że czekaliście na rozdział tak długo ale jestem na wakacjach i nie mam możliwości regularnego pisania. Następny rozdział pojawi się do końca wakacji. Bardzo proszę o komentarze i pozdrawiam.
poniedziałek, 2 czerwca 2014
Rozdział 13
- Dobrze Hagridzie, możesz już iść. A wy chodźcie ze mną do mojego gabinetu. - kamień spadł mi z serca, już myślałam że pójdą do Dumbledoera. Chłopcy chyba też się tak poczuli bo uśmiechnęli się do siebie półgębkiem. Bez chwili namysły ruszyłyśmy z Amanda za Filchem, bliźniakami i Lee. Ten jego "gabinet" okazał się starym składzikiem, z biurkiem, szafą, krzesłem i kominkiem. Niestety był tak mały, że ja z Andą już byśmy się nie pomieściły i nawet nie miałybyśmy gdzie się schować, więc zostaliśmy na zewnątrz ukryte za posągiem jakiegoś grubego czarodzieja.Woźny na szczęście nie domknął za sobą drzwi i było wszystko słychać.
- Dumbledoer nie będzie zadowolony jak się dowie, że byliście w Zakazanym Lesie - zaczął swoim ochrypłym głosem. - I jeszcze co mają znaczyć słowa Hagrida, że niby byłem z wami co? - dopytywał się. No to teraz nie mają szans. Zaczął tłumaczyć się Lee, jednak nie jego słowa zwróciły moją uwagę. Szeptać zaczęli bliźniacy.
- Psss, George - zaczął Fred- widzisz tamta szufladkę ?
- Tą z napisem Zakazane i Bardzo Niebezpieczne ? Obserwuję już ja od samego wejścia. - odszepnął George. O nie ?! W co oni znowu się pakują, pomyślałam.
-Ciekawe co ta jest ... - no i już po nich.
- Czego tam szeptacie ?- zapytał nagle woźny. - jeśli myślicie, że wam się upiekło to się grubo mylicie. Wysłałem już moją kotkę z wiadomością do dyrektora, powinien zjawić się lada chwila. - i w tym samym momencie po schodach szedł ku gabinetowi Dumbledoer. Miał na sobie długą błękitną szatę, na głowie kapelusz, jego wyraz twarzy był nieodgadniony. Szybko cofnęłam się z Amandą bardziej za posąg żeby nas nie zauważył. On jednak przeszedł w ogóle nas nie zauważając. Gdy wszedł do środka nastała głucha cisza, nikt się nie odzywał.
- Witaj Argusie. - przywitał się. - Co ci chłopcy robią tutaj o tej porze ? - zapytał swoim spokojnym głosem.
- Dyrektorze, oni wybrali się w nocy do Zakazanego Lasu. - odpowiedział Filch. Po chwili ciszy odezwał się dyrektor :
- Panowie Weasley i Pan Jordan, chyba wyraźnie mówiłem na rozpoczęciu roku, że nie wolno chodzić do Zakazanego Lasu. - jego ton był spokojny, ale stanowczy.
- Panie dyrektorze my chcieliśmy zobaczyć tylko co jest w tym lesie skoro mówią o nim Zakazany. - pałeczkę do tłumaczenia przejął Fred.
- Panie Weasley, nazywa się go Zakazanym, ponieważ jest tam wiele niebezpieczeństw, zagrażających życiu czarodzieja... - zapadła głucha cisza.
- Przepraszamy - powiedzieli w końcu chórem.
- Tym razem nie wyrzucę Was ze szkoły, ale jeśli jeszcze raz się wymkniecie to nie będę miał wyjścia. - bliźniacy i Lee odetchnęli z ulgą. - ... ale powiadomię panią profesor McGonagall, i to ona da wam odpowiednią karę. - zakończył swoją mowę i wyszedł z gabinetu w kierunku schodów. Filch wygonił chłopaków do łóżek. Gdy wyszli rzuciłyśmy się im na szyję.
- Mieliście ogromne szczęście ! Nawet nie wiecie jak się o was martwiłyśmy ! - zaczęłam.
- Tak, tak wiemy ... ale przynajmniej nie wyrzucili nas. - odpowiedział ledwo Fred. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nadal go ściskam. Puściłam go a on szybko zaczerpnął powietrza.
- Przepraszam i dziękujemy. - powiedziałam rumieniąc się.
- Nie ma za co - rzucił George mierzwiąc mi włosy. Usiłowałam rzucić mu karcące spojrzenie, ale wyszedł chyba jakiś dziwny grymas bo wszyscy ze mną włącznie zaczęli się śmiać. Byliśmy już na schodach gdy za plecami usłyszeliśmy skrzypienie drzwi. Zza nich wyszła pani Noriss - kotka Filcha. Razem pobiegliśmy na górę w stronę naszych wież. Pożegnałam się z chłopakami i Amandą życząc im powodzenia w konfrontacji z panią profesor McGonagall i mówiąc "dobranoc". Skierowałam się w stronę wieży Ravenclawu, zastukałam kołatką a ona wyjawiła mi zagadkę : "Im jest głębsza, tym mniej widzisz, co to jest ? " . Zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, to chyba najtrudniejsza zagadka jaką mi zadano. Nie miałam pojęcia jaka może być odpowiedź, więc usiadłam pod drzwiami i zerknęłam na zegarek, była trzecia nad ranem. Spojrzałam w ciemność i mnie olśniło (jeśli można tak powiedzie gdy się jest w ciemności), podeszłam do kołatki i wypowiedziałam odpowiedź
- Ciemność. - drzwi skrzypnęły i otworzyły się przede mną. Usiłowałam przemknąć cicho do mojego dormitorium, ale na fotelu przed kominkiem siedział Terry. Już po mnie, pomyślałam. Prefekt wstał i podszedł do mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Co masz na swoje usprawiedliwienie ? - zapytał nagle, nie wiedziałam co odpowiedzieć dlatego milczałam. Terry tylko westchnął. - Hmmmm, no dobrze idź już spać. Niestety chciałbym, ale nie mogę tego zlekceważyć. Powiadomię jutro profesora Flitwicka. Dobranoc. - powiedział na koniec i odszedł w stronę swojego pokoju, ja zrobiłam to samo. Starałam się być najciszej jak się dało. Rozczesałam szybko moje rozczochrane przez Georga włosy i ubrałam piżamę. To wszystko zajęło mi zaledwie kilka minut. Zasnęłam bardzo szybko, byłam strasznie zmęczona.
~ 20 grudnia ~
Grudzień nadszedł niewiarygodnie szybko. Do tej pory chłopacy niczego nie wywinęli a mi wpadło kilka dobrych ocen. Po ostatnim incydencie z Zakazanym Lasem, Lee i bliźniacy dostali każdy po minus 50 punktów dla domu. Ja za chodzenie w nocy po zamku dostałam minus 15 punktów dla Ravenclawu. Poza tym bliźniacy dostali od swojej mamy wyjca, którego na nieszczęście otworzyli przy śniadaniu. Krzyczała wtedy, że dają zły przykład bratu Ronowi i siostrze Ginny. Mówiła także, że jak tylko wrócą na święta do domu to dostana karę.
Za dwa dni wyjeżdżam do domu, najpierw jeszcze mam do zdania sprawdzian pisemny z Eliksirów i spokój. Zeszłam więc do lochów gdzie miał odbyć się test. Snape jak zawsze z swoim przebiegłym uśmieszkiem na ustach rozdał nam kartki. Na samej górze widniało tylko jedno zadanie : Napisz, jak trzeba uwarzyć Eliksir Zapomnienia. No to już po mnie, pomyślałam.Pamiętam jak go warzyliśmy, ale to było na samym początku roku ! Zauważyłam kątem oka jak Fred kręci przecząco głową, George łapie się za głowę a Amanda i Lee patrzą na siebie ze strachem.
- Macie 45 minut, do roboty ! Jak ktoś będzie oszukiwał to od razu zabieram kartkę, wstawiam ocenę niedostateczną i odejmuję punkty. - oznajmił krótko a ja spięłam się w sobie i napisałam wszystkie składniki i kroki jakie sobie przypominałam. Po niespełna czterdziestu minutach oddałam zapisana kartkę z triumfalnym uśmiechem na ustach. Snape tylko łypnął na mnie swoim pełnym nienawiści wzrokiem i kazał usiąść i poczekać na innych. Tuż po mnie kartkę oddał Edward - chłopak z Ravenclawu, następnie Amanda i Fred, nieco później Angelina z Gryffindoru, Lee i George. No i reszta uczniów.
- I jak wam poszło ? - spytałam gdy tylko wyszliśmy z klasy.
- Nie było tak źle - powiedzieli równo bliźniacy.
- Bywało lepiej - burknął Lee
- A mnie nawet jeśli wyszło marnie, to się cieszę bo nadchodzą święta ! - krzyknęła Anda. Śmiejąc się wróciliśmy do naszych dormitoriów aby się spakować na jutrzejszy wyjazd.
Rano wstałam dosyć wcześnie, żeby jeszcze zjeść śniadanie i porozmawiać z moimi przyjaciółmi. O dwunastej wyjeżdżał pociąg, więc już o 11.50 zebraliśmy się w czwórkę na peronie - Ja, Amanda i bliźniacy. Lee niestety musiał zostać w Hogwarcie na święta. W przedziale usiedliśmy razem, kupiliśmy pełno słodyczy i przez całą drogę naśmiewaliśmy się ze Snape'a. W końcu gdy pociąg zajechał na stację, wysiedliśmy z niego a Fred i George pomogli nam dźwigać bagaż mój i Amandy. Szliśmy właśnie w stronę barierki gdy usłyszałam gdzieś z boku jak ktoś woła moje imię
- Ellie ! Ellie ! Tutaj jesteśmy ! - to był głos mojej mamy. Rozejrzałam się dookoła i w końcu ja zauważyłam. Na widok moich rodziców zrobiło mi sie cieplej na sercu, tak dawno ich nie widziałam. Podbiegłam do nich i przytuliłam ich oboje.
- Dobra dobra, już wystarczy. Pożegnaj się ze swoimi przyjaciółmi i chodźmy do domu. Czeka tam na ciebie niespodzianka... - powiedział tata uśmiechając się tajemniczo. W tej chwili podeszli do nas Amanda, George i Fred.
- Mamo, tato poznajcie moich przyjaciół. Amandę już znacie. A to są Fred i George Weasleyowie.- przedstawiłam ich sobie a oni grzecznie (na szczęście) podali ręce moim rodzicom. Amanda musiała już iść więc pożegnała się odeszła w stronę przejścia.
- Bardzo nam miło - odpowiedział Fred.
- Fred ! George ! - dobiegło nas głośnie wołanie.
- Mama... - powiedzieli równo bliźniacy patrząc na siebie. Pani Molly podbiegła do nas, a tuż za nią szedł zdyszany pan Weasley.
- Cześc mamo. - znowu powiedzieli razem chłopcy. Pani Weasley podeszła do nich i mocno ich uścisnęła.
- Och, nawet nie wiecie jak się o was martwiłam gdy przysłano nam sowę o waszym wypadzie do Lasu !
- Mamoo... - George ledwo łapał powietrze tkwiąc nadal w uścisku swojej mamy.
- Razem z ojcem zachodziliśmy za głowę, mając nadzieję żeby was nie wyrzucono. - ciągnęła dalej pani Weasley. Moi rodzice patrzyli na tą całą scenę lekko sie uśmiechając.
- Mamo zaraz nas udusisz... - Fred już ledwo łapał oddech. W końcu zostali uwolnieni, a Molly zmierzwiła im czule włosy.
- Przepraszam. Chodźcie, Percy czeka już na nas.
- Dzień Dobry państwu - odezwał się wreszcie mój tata. Pani Molly odskoczyła jak poparzona, chyba dopiero teraz zwróciła uwagę na trojkę osób stojących tuż za nią.
- Och, przepraszam bardzo nie zauważyłam państwa. Nazywam się Molly, a to mój mąż Artur. - odpowiedziała podając rękę moim rodzicom.
- Michael, miło mi.
- Julie, równierz miło mi poznać rodziców, przyjaciół mojej córki. Może wpadną państwo na obiad po świętach. - zaproponowała moja mama na co bardzo się ucieszyłam.
- Bardzo chętnie. - uśmiechnęła się pani Molly. - A co ty na to Arturze ?
- Oczywiście, chętnie przyjdziemy.
- W takim razie jeszcze wyśle do pastwa sowę z dokładna datą. Miło było państwa poznać, Do widzenia - zakończył mój tata. Na koniec posłałam bliźniakom uśmiech i pokiwałam im na pożegnanie.
W samochodzie przez połowę drogi opowiadałam rodzicom o moich ocenach, o zamku, o nauczycielach i wszystkim co było związane z Hogwartem. Gdy skończyłam mama pogratulowała mi dobrych ocen.
- Masz bardzo miłych przyjaciół . - zaczął tata.
- O tak, są najlepszymi przyjaciółmi na świecie. - odparłam bez namysłu.
- Jak miło, że państwo Weasley zechcieli przyjść na obiad, prawda ? - spytała po chwili mama.
- Nawet nie wiesz w co sie wpakowałaś mamusiu...
~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraaaaaaszam, że tak długo czekaliście na ten rozdział, ale nie mam pomysły :( Gdy tylko przyjdzie wena napiszę dłuższy i ciekawszy...
przepraszam :(
- Dumbledoer nie będzie zadowolony jak się dowie, że byliście w Zakazanym Lesie - zaczął swoim ochrypłym głosem. - I jeszcze co mają znaczyć słowa Hagrida, że niby byłem z wami co? - dopytywał się. No to teraz nie mają szans. Zaczął tłumaczyć się Lee, jednak nie jego słowa zwróciły moją uwagę. Szeptać zaczęli bliźniacy.
- Psss, George - zaczął Fred- widzisz tamta szufladkę ?
- Tą z napisem Zakazane i Bardzo Niebezpieczne ? Obserwuję już ja od samego wejścia. - odszepnął George. O nie ?! W co oni znowu się pakują, pomyślałam.
-Ciekawe co ta jest ... - no i już po nich.
- Czego tam szeptacie ?- zapytał nagle woźny. - jeśli myślicie, że wam się upiekło to się grubo mylicie. Wysłałem już moją kotkę z wiadomością do dyrektora, powinien zjawić się lada chwila. - i w tym samym momencie po schodach szedł ku gabinetowi Dumbledoer. Miał na sobie długą błękitną szatę, na głowie kapelusz, jego wyraz twarzy był nieodgadniony. Szybko cofnęłam się z Amandą bardziej za posąg żeby nas nie zauważył. On jednak przeszedł w ogóle nas nie zauważając. Gdy wszedł do środka nastała głucha cisza, nikt się nie odzywał.
- Witaj Argusie. - przywitał się. - Co ci chłopcy robią tutaj o tej porze ? - zapytał swoim spokojnym głosem.
- Dyrektorze, oni wybrali się w nocy do Zakazanego Lasu. - odpowiedział Filch. Po chwili ciszy odezwał się dyrektor :
- Panowie Weasley i Pan Jordan, chyba wyraźnie mówiłem na rozpoczęciu roku, że nie wolno chodzić do Zakazanego Lasu. - jego ton był spokojny, ale stanowczy.
- Panie dyrektorze my chcieliśmy zobaczyć tylko co jest w tym lesie skoro mówią o nim Zakazany. - pałeczkę do tłumaczenia przejął Fred.
- Panie Weasley, nazywa się go Zakazanym, ponieważ jest tam wiele niebezpieczeństw, zagrażających życiu czarodzieja... - zapadła głucha cisza.
- Przepraszamy - powiedzieli w końcu chórem.
- Tym razem nie wyrzucę Was ze szkoły, ale jeśli jeszcze raz się wymkniecie to nie będę miał wyjścia. - bliźniacy i Lee odetchnęli z ulgą. - ... ale powiadomię panią profesor McGonagall, i to ona da wam odpowiednią karę. - zakończył swoją mowę i wyszedł z gabinetu w kierunku schodów. Filch wygonił chłopaków do łóżek. Gdy wyszli rzuciłyśmy się im na szyję.
- Mieliście ogromne szczęście ! Nawet nie wiecie jak się o was martwiłyśmy ! - zaczęłam.
- Tak, tak wiemy ... ale przynajmniej nie wyrzucili nas. - odpowiedział ledwo Fred. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nadal go ściskam. Puściłam go a on szybko zaczerpnął powietrza.
- Przepraszam i dziękujemy. - powiedziałam rumieniąc się.
- Nie ma za co - rzucił George mierzwiąc mi włosy. Usiłowałam rzucić mu karcące spojrzenie, ale wyszedł chyba jakiś dziwny grymas bo wszyscy ze mną włącznie zaczęli się śmiać. Byliśmy już na schodach gdy za plecami usłyszeliśmy skrzypienie drzwi. Zza nich wyszła pani Noriss - kotka Filcha. Razem pobiegliśmy na górę w stronę naszych wież. Pożegnałam się z chłopakami i Amandą życząc im powodzenia w konfrontacji z panią profesor McGonagall i mówiąc "dobranoc". Skierowałam się w stronę wieży Ravenclawu, zastukałam kołatką a ona wyjawiła mi zagadkę : "Im jest głębsza, tym mniej widzisz, co to jest ? " . Zaczęłam się gorączkowo zastanawiać, to chyba najtrudniejsza zagadka jaką mi zadano. Nie miałam pojęcia jaka może być odpowiedź, więc usiadłam pod drzwiami i zerknęłam na zegarek, była trzecia nad ranem. Spojrzałam w ciemność i mnie olśniło (jeśli można tak powiedzie gdy się jest w ciemności), podeszłam do kołatki i wypowiedziałam odpowiedź
- Ciemność. - drzwi skrzypnęły i otworzyły się przede mną. Usiłowałam przemknąć cicho do mojego dormitorium, ale na fotelu przed kominkiem siedział Terry. Już po mnie, pomyślałam. Prefekt wstał i podszedł do mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Co masz na swoje usprawiedliwienie ? - zapytał nagle, nie wiedziałam co odpowiedzieć dlatego milczałam. Terry tylko westchnął. - Hmmmm, no dobrze idź już spać. Niestety chciałbym, ale nie mogę tego zlekceważyć. Powiadomię jutro profesora Flitwicka. Dobranoc. - powiedział na koniec i odszedł w stronę swojego pokoju, ja zrobiłam to samo. Starałam się być najciszej jak się dało. Rozczesałam szybko moje rozczochrane przez Georga włosy i ubrałam piżamę. To wszystko zajęło mi zaledwie kilka minut. Zasnęłam bardzo szybko, byłam strasznie zmęczona.
~ 20 grudnia ~
Grudzień nadszedł niewiarygodnie szybko. Do tej pory chłopacy niczego nie wywinęli a mi wpadło kilka dobrych ocen. Po ostatnim incydencie z Zakazanym Lasem, Lee i bliźniacy dostali każdy po minus 50 punktów dla domu. Ja za chodzenie w nocy po zamku dostałam minus 15 punktów dla Ravenclawu. Poza tym bliźniacy dostali od swojej mamy wyjca, którego na nieszczęście otworzyli przy śniadaniu. Krzyczała wtedy, że dają zły przykład bratu Ronowi i siostrze Ginny. Mówiła także, że jak tylko wrócą na święta do domu to dostana karę.
Za dwa dni wyjeżdżam do domu, najpierw jeszcze mam do zdania sprawdzian pisemny z Eliksirów i spokój. Zeszłam więc do lochów gdzie miał odbyć się test. Snape jak zawsze z swoim przebiegłym uśmieszkiem na ustach rozdał nam kartki. Na samej górze widniało tylko jedno zadanie : Napisz, jak trzeba uwarzyć Eliksir Zapomnienia. No to już po mnie, pomyślałam.Pamiętam jak go warzyliśmy, ale to było na samym początku roku ! Zauważyłam kątem oka jak Fred kręci przecząco głową, George łapie się za głowę a Amanda i Lee patrzą na siebie ze strachem.
- Macie 45 minut, do roboty ! Jak ktoś będzie oszukiwał to od razu zabieram kartkę, wstawiam ocenę niedostateczną i odejmuję punkty. - oznajmił krótko a ja spięłam się w sobie i napisałam wszystkie składniki i kroki jakie sobie przypominałam. Po niespełna czterdziestu minutach oddałam zapisana kartkę z triumfalnym uśmiechem na ustach. Snape tylko łypnął na mnie swoim pełnym nienawiści wzrokiem i kazał usiąść i poczekać na innych. Tuż po mnie kartkę oddał Edward - chłopak z Ravenclawu, następnie Amanda i Fred, nieco później Angelina z Gryffindoru, Lee i George. No i reszta uczniów.
- I jak wam poszło ? - spytałam gdy tylko wyszliśmy z klasy.
- Nie było tak źle - powiedzieli równo bliźniacy.
- Bywało lepiej - burknął Lee
- A mnie nawet jeśli wyszło marnie, to się cieszę bo nadchodzą święta ! - krzyknęła Anda. Śmiejąc się wróciliśmy do naszych dormitoriów aby się spakować na jutrzejszy wyjazd.
Rano wstałam dosyć wcześnie, żeby jeszcze zjeść śniadanie i porozmawiać z moimi przyjaciółmi. O dwunastej wyjeżdżał pociąg, więc już o 11.50 zebraliśmy się w czwórkę na peronie - Ja, Amanda i bliźniacy. Lee niestety musiał zostać w Hogwarcie na święta. W przedziale usiedliśmy razem, kupiliśmy pełno słodyczy i przez całą drogę naśmiewaliśmy się ze Snape'a. W końcu gdy pociąg zajechał na stację, wysiedliśmy z niego a Fred i George pomogli nam dźwigać bagaż mój i Amandy. Szliśmy właśnie w stronę barierki gdy usłyszałam gdzieś z boku jak ktoś woła moje imię
- Ellie ! Ellie ! Tutaj jesteśmy ! - to był głos mojej mamy. Rozejrzałam się dookoła i w końcu ja zauważyłam. Na widok moich rodziców zrobiło mi sie cieplej na sercu, tak dawno ich nie widziałam. Podbiegłam do nich i przytuliłam ich oboje.
- Dobra dobra, już wystarczy. Pożegnaj się ze swoimi przyjaciółmi i chodźmy do domu. Czeka tam na ciebie niespodzianka... - powiedział tata uśmiechając się tajemniczo. W tej chwili podeszli do nas Amanda, George i Fred.
- Mamo, tato poznajcie moich przyjaciół. Amandę już znacie. A to są Fred i George Weasleyowie.- przedstawiłam ich sobie a oni grzecznie (na szczęście) podali ręce moim rodzicom. Amanda musiała już iść więc pożegnała się odeszła w stronę przejścia.
- Bardzo nam miło - odpowiedział Fred.
- Fred ! George ! - dobiegło nas głośnie wołanie.
- Mama... - powiedzieli równo bliźniacy patrząc na siebie. Pani Molly podbiegła do nas, a tuż za nią szedł zdyszany pan Weasley.
- Cześc mamo. - znowu powiedzieli razem chłopcy. Pani Weasley podeszła do nich i mocno ich uścisnęła.
- Och, nawet nie wiecie jak się o was martwiłam gdy przysłano nam sowę o waszym wypadzie do Lasu !
- Mamoo... - George ledwo łapał powietrze tkwiąc nadal w uścisku swojej mamy.
- Razem z ojcem zachodziliśmy za głowę, mając nadzieję żeby was nie wyrzucono. - ciągnęła dalej pani Weasley. Moi rodzice patrzyli na tą całą scenę lekko sie uśmiechając.
- Mamo zaraz nas udusisz... - Fred już ledwo łapał oddech. W końcu zostali uwolnieni, a Molly zmierzwiła im czule włosy.
- Przepraszam. Chodźcie, Percy czeka już na nas.
- Dzień Dobry państwu - odezwał się wreszcie mój tata. Pani Molly odskoczyła jak poparzona, chyba dopiero teraz zwróciła uwagę na trojkę osób stojących tuż za nią.
- Och, przepraszam bardzo nie zauważyłam państwa. Nazywam się Molly, a to mój mąż Artur. - odpowiedziała podając rękę moim rodzicom.
- Michael, miło mi.
- Julie, równierz miło mi poznać rodziców, przyjaciół mojej córki. Może wpadną państwo na obiad po świętach. - zaproponowała moja mama na co bardzo się ucieszyłam.
- Bardzo chętnie. - uśmiechnęła się pani Molly. - A co ty na to Arturze ?
- Oczywiście, chętnie przyjdziemy.
- W takim razie jeszcze wyśle do pastwa sowę z dokładna datą. Miło było państwa poznać, Do widzenia - zakończył mój tata. Na koniec posłałam bliźniakom uśmiech i pokiwałam im na pożegnanie.
W samochodzie przez połowę drogi opowiadałam rodzicom o moich ocenach, o zamku, o nauczycielach i wszystkim co było związane z Hogwartem. Gdy skończyłam mama pogratulowała mi dobrych ocen.
- Masz bardzo miłych przyjaciół . - zaczął tata.
- O tak, są najlepszymi przyjaciółmi na świecie. - odparłam bez namysłu.
- Jak miło, że państwo Weasley zechcieli przyjść na obiad, prawda ? - spytała po chwili mama.
- Nawet nie wiesz w co sie wpakowałaś mamusiu...
~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraaaaaaszam, że tak długo czekaliście na ten rozdział, ale nie mam pomysły :( Gdy tylko przyjdzie wena napiszę dłuższy i ciekawszy...
przepraszam :(
piątek, 9 maja 2014
Rozdział 12
Poszliśmy w stronę ścieżki leżącej na skraju lasu.Cały czas razem z Amandą trzęsłyśmy się ze strachu.
-To jak dziewczyny ? Wchodzimy co nie ? - zagadnął na miejscu Fred
- t-tak , no j-jasne . - odpowiedziała z trudem Anda. Mi samej zrobiło się nie dobrze na widok tego ciemnego lasu, przepełnionego ciągiem niemiłych niespodzianek. Weszliśmy powoli do lasu zapalając po drodze lampy.
- Lumos ! - mruknęłam a z koniec mojej różdżki rozbłysnął jasnym światłem. Już po kilku krokach "spaceru" nie było widać skraju lasu. Dookoła nas stały wysokie, szare drzewa, między nimi rosły krzaki, niestety bezlistne (a może na szczęście) . Koło mnie szedł Fred, który zachwycał się wszystkim co popadnie : ślimakiem, drzewem, krzakiem, kamieniem, czy nawet małym robaczkiem.
- Ellie masz mapę ? - zapytał .
- Ach tak ! Zupełnie o niej zapomniałam. - wyciągnęłam spod płaszcza srebrny pergamin - o tu jest. - powiedziałam podając ją Freddiemu.
- Wiesz jak ona działa ? - zapytał Lee .
- Nauczyciel mówił coś o wypowiedzeniu zaklęcia... - przypomniało mi się. - Travel latius. - powiedziałam stukając różdżką w pergamin. Na początku w górnym lewym rogu pokazała się złota róża kierunków. Następnie na dolnym skraju mapy pojawiły się złote stopy i wszystko co było dookoła mnie : drzewa, krzaczki, kamienie a nawet dwie równoległe do siebie kreski oznaczające chyba ścieżkę.
- łaaaaaaaaał - powiedzieli jednocześnie bliźniacy i Lee, Amanda podeszła bliżej i burknęła coś pod nosem.
- Anda co ci jest ? - zapytałam z troską w głosie.
- Co mi jest ?! Co mi jest ?! Siedzimy w środku Zakazanego Lasu i zachwycamy się jakimś papierkiem zamiast próbować czegoś znaleźć ! Nie mam pojęcia po co tu przyszliśmy, a na dodatek muszę siedzieć w ciele tego odrażającego woźnego !- zrozumiałam to dopiero po chwili kiedy w końcu to do mnie dotarło. No właśnie, co my właściwie tu robimy ?! Nie zdążyłam równierz wydrzeć się na organizatorów tej wyprawy bo coś innego mnie wyprzedziło.
- Uuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu-uuuuuuuu- usłyszeliśmy głuche wycie, jakby wilka, albo co gorsza , wilkołaka. W jednej chwili złapałam za rękę Freda, który spojrzał na mnie ze strachem w oczach i wzmocnił uścisk. On bał się równie jak ja, co ja mówię - wszyscy się baliśmy.
- C-co to b-było ? - zapytał ze strachem Lee.
- Nie wiem, ale coś czuję, że dzisiaj nie powinno nas tu być. - powiedziała szeptem Amanda podkreślając słowo "dzisiaj".
- N-no to chyba nie był dobry plan. Może już chodźmy. - wyjąkał George. Uświadomiłam sobie, że nadal trzymam Freda za rękę dlatego czym prędzej ją puściła oczywiście czerwieniąc się przy tym. On niestety to zauważył i posłał mi swój uroczy uśmiech.
- Eeeee gołąbeczki chodźmy już stąd. Zaczynam się bać - powiedział nagle George, który też widział całą sytuację. Tym razem dałam sobie spokój i wypuściłam słowo "gołąbeczki" z myśli.
- No to chodźmy . - gdy to powiedziałam za nami rozległ się znowu ten przerażający dźwięk i jakieś straszne głuche kłapanie, jakby zębami.
Nie obracając się już za siebie pobiegliśmy w stronę od, której przyszliśmy, spoglądając co chwilę na mapę. Na szczęście nie byliśmy daleko i już po chwili ukazała nam się kamienna chatka Hagrida. Lecz to nie był koniec kłopotów, nasz gajowy stał przed drzwiami i przyglądał się uważnie linii lasu. Schowaliśmy się szybko za drzewami licząc, że nas nie zauważy.
- Psssst dziewczyny - szepnął George - Ja, Fred i Lee zajmiemy uwagę Hagrida a wy w tym czasie pobiegniecie do zamku.
- Ale przecież jak was złapią to wyrzucą ze szkoły ! - wzburzyła się Amanda.
- Spokojnie, poradzimy sobie. Nie martwcie się o nas, mamy plan - odrzekł przekonująco Fred.
- Jeśli to ma być taki plan jak ten z Lasem to ja się nie zgadzam. - zauważyłam. Amanda przytaknęła
- Dziewczyny ! To był nasz pomysł i to my bierzemy na siebie wszystkie konsekwencje związane z nim. - oznajmił z dumą George. - Nie martwcie się o nas, martwcie się o siebie. - hmmmm no tak, w końcu należą do szlachetnego domu lwa, pomyślałam.
- No dobra. - oznajmiłam ze smutkiem, było mi źle, że się zgodziłam a chłopcy będą narażeni na wywalenie z Hogwartu.
- No to idziemy, do dzieła chłopacy ! - powiedział na koniec Lee i razem wyszli z Lasu naprzeciw Hagridowi.
- Cholibka ! Co wy tu robita ? I gdzie jest Argus ? - zapytał z ironią. W tym czasie ja i Anda wymkneliśmy się z lasu i pobiegłyśmy schować się za chatką. Chłopcy nadal milczeli, mieli spuszczone głowy.
- Och, wy pirszoroczni. Nie wiem jak wy zrobiliśta tą sztuczkę z panem Filchem, ale wiem, że to nie był on. - o nie ! Nakrył nas, Pomyślałam. No to wpadliśmy, pewnie już cała szkoła i dyrektor Dumbledoer wie. Moi rodzice się wściekną, pewnie już wiedzą.
- A gdzie ta dziewczynka, która szła z wami ? - zapytał nagle, chodziło mu o mnie.
- Dziewczyna ? Nieee, byliśmy tylko my... - zaczął Lee
- ... no i oczywiście pan Filch . - zakończył George.
- No nie ! To na pewno nie był Argus ! Spokojnie chłopcy, ja wam nic nie zrobię, ale wiem, że pana Filcha z wami nie było, bo ja spotkałem go na dziedzińcu niedawno. No dobra, a teraz chodźcie zaprowadzę was do Argusa i on zdecyduje co z wami dalej. - No to teraz wpadli, pomyślałam. Pan Filch nie przepuści takiej okazji do wyrzucenia ich. Gdy tylko Hagrid i chłopacy poszli w stronę zamku, to razem z Andą ruszyliśmy ich śladem, staraliśmy się być jak najciszej. Po dojściu na dziedziniec, schowaliśmy się za jednym z murków. Pan Filch w swojej wyświechtanej i brudnej szacie, jak zawsze. Czy on ją w ogóle zmienia ? Pomyślałam.
- No, no, no kogo my tu mamy. Następne wścibskie bachory. Tylko co wy robicie tutaj o pierwszej w nocy ? - zapytał odsłaniając swoje krzywe zęby.
- Argusie, oni hmmm... chcieli się przewietrzyć, ale wyszli za daleko. - powiedział Hagrid mrugając do chłopaków porozumiewawczo, oni posłali mu pełne wdzięczności spojrzenie. Ja też byłam mu wdzięczna z całego serca, będziemy musieli się mu odwdzięczyć, ale o tym pomyślimy później.
- Dobrze Hagridzie, możesz już iść. A wy chodźcie za mną do ...
~~~~~~~~~~~~~~
Hihihihihi i jak ? Zawiedzeni, że nasi bohaterzy nic nie zobaczyli ? Spokojnie, to ich nie pierwsza taka wyprawa ;D Następny rozdział dodam w przyszłym tygodniu, może nawet dwa w zamian, że od 23 maja do 31 mnie nie będzie i nie będę miała jak dodać. No to paaaaaa,do następnego rozdziału :D
poniedziałek, 28 kwietnia 2014
Rozdział 11
Hej, mam nowy szablon jak widzicie :D Według mnie jest niesamowity, a wy co o nim myślicie ?
~Z punktu widzenia Ellie~
Na kolacji byłam strasznie zdenerwowana, i musiałam uważać żeby Elizabeth tego nie zauważyła. Inaczej bym musiała jej o wszystkim powiedzieć a ona powiedziała by Terry'emu, który z kolei doniósłby nauczycielom.Gdy mieliśmy iść do swoich dormitoriów bliźniacy posłali mi porozumiewawcze spojrzenie, po czym odeszli w stronę wieży Gryffndoru. Wydawało mi się dziwne to, że uczniowie starają się trzymać w tajemnicy gdzie znajdują się nasze w Hogwarcie, a właśnie ja wiedziałam gdzie jest wieża Gryffindoru. Czułam się z tym dziwnie. W pokoju wspólnym porozmawiałam jeszcze trochę z Jamesem i Elizabeth, po czym poszłam do pokoju gdzie Posy, Alice i Cho w piżamach siedziały na łóżkach pochłonięte rozmową. Nie chciałam im przerywać dlatego czym prędzej przebrałam się w piżamę i sięgnęłam po mugolską książkę pt. "W Pierścieniu Ognia" autorstwa Suzanne Collins, którą zabrałam ze sobą z domu. Mam jeszcze część pierwszą i trzecią, po przeczytaniu pierwszej części wciągnęła mnie ta trylogia jak nic innego. Zapaliłam świecę
-Co czytasz ? - zapytała wreszcie Posy.
-"W Pierścieniu Ognia" - uśmiechnęłam się gdy nagle uświadomiłam sobie gdzie słyszałam już imię mojej koleżanki z pokoju. - No tak ! Teraz już wiem gdzie słyszałam twoje imię ! - zwróciłam się do Posy, która zrobiła zdziwiona minę. - W tej książce siostra jednego z bohaterów, a konkretnie to Gale'a ma na imię Posy . - oświadczyłam z powagą.
- Gej-kogo? - zapytała zdezorientowana Alice, na co wszystkie oprócz niej wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Mówi się Gejla. - powiedziałam ledwo nie mogąc stłumić śmiechu.
-No dobra, niech wam będzie. Gejla. - powiedziała z powagą podkreślając szczególnie ostatnie słowo.
-Dobra dziewczyny pozwólmy jej czytać. - zakończyła Cho.
-Dziękuję. - powiedziałam i zaczęłam wreszcie czytać. :
"-Cześć, Katniss - wita się tak, jakbyśmy znali się od lat, choć nigdy się nie spotkaliśmy.
- Cześć, Finnick - odpowiadam równie swobodnie, choć wcale tak się nie czuję. Stoi zbyt blisko, a na dodatek jest półnagi.
- Masz ochotę na cukier ? - Wyciąga dłoń pełną białych kostek. - Ma być dla koni, ale czy to istotne? One jeszcze latami będą się opychały przysmakami, a ty i ja... Cóż, jeśli wpadnie nam oko słodki smakołyk, powinniśmy szybko zgarnąć go dla siebie.
Finnick Odair to żywa legenda Panem. Ponieważ zwyciężył z Sześćdziesiątych Piątych Głodowych Igrzyskach, kiedy miał zaledwie czternaście lat, pozostaje jednym z najmłodszych triumfatorów. Pochodzi z czwartego dystryktu, więc był zawodowcem i dlatego miał większe szanse niż jego rywale, ale żaden trener nie mógłby zapewnić mu niezwykłej urody. Jest wysoki, atletycznie zbudowany, ma złocistą skórę, brązowe włosy i niesamowite oczy. Inni trybuci z jego igrzysk często znajdowali się w krytycznej sytuacji i ratowały ich drobne prezenty, takie jak garść ziarna czy pudełko zapałek, a Finnickowi nigdy niczego nie brakowało, zawsze miał pod dostatkiem żywności, lekarstwo broni. Mniej więcej po tygodniu rywale uświadomili sobie, że to jego należy jak najszybciej wyeliminować, ale było już za późno. Świetnie walczył i miał do dyspozycji włócznie oraz noże, które znalazł w Rogu Obfitości. Kiedy na srebrnym spadochronie sfrunął do niego trójząb, chyba najdroższy prezent, jaki widziałam na arenie, w zasadzie było już po turnieju. Czwarty Dystrykt zajmuje się rybołówstwem, a Finnick spędził na łodziach prawie całe życie, więc trójząb był naturalnym, śmiertelnie groźnym przedłużeniem jego ręki. Na dodatek uplótł sieć z winorośli, którą znalazł na arenie, i za jej pomocą unieruchamiał rywali, żeby tym łatwiej przeszywać ich trójzębem. Już po kilku dniach korona zwycięzcy znalazła się na jego głowie i od tamtej pory kapitolińczycy rozpływają się nad nim z zachwytu. "
Finnick to zdecydowanie mój ulubieniec z tej trylogii. Przeczytałam jeszcze kilkadziesiąt stron, gdy zauważyłam, że powinnam już iść na umówione miejsce. Księżyc był już wysoko na niebie, i dzisiaj miała być pełnia, co jeszcze bardziej mnie przeraziło. Na lekcji Obrony Przed Czarną Magią co prawda nie mieliśmy jeszcze o działaniu pełni,ale wiedziałam, że wtedy przemiany dokonują wilkołaki. Wsunęłam na siebie sweter, spodnie i wiązane buty. Pod pazuchą miałam schowaną Mapę Podróżną.
Zeszłam po schodach do pokoju wspólnego najciszej jak się dało. Miałam nadzieję, że Terry poszedł już spać.Schodziłam właśnie z ostatniego schodka i ukradkiem zajrzałam do pokoju.
- Uffff - szepnęłam cicho. Na szczęście nikogo nie było. Wymknęłam się z wieży. Chciałam iść bocznymi korytarzami, ale uznałam że jeszcze nie tak bardzo dobrze znam Hogwart i mogłabym się zgubić, a tutaj nawet Mapa Podróżna by mi nie pomogła. Minęłam właśnie zakręt gdy zobaczyłam unoszącego się pod sufitem Irytka. Czym prędzej schowałam się za ścianą, żeby mnie nie zauważył. Spojrzałam na zegarek, mam jeszcze pięć minut do czasu zbiórki na dziedzińcu. Wyjrzałam znowu, aby sprawdzić czy skrzat nadal tam jest. Mam ogromne szczęście, pomyślałam. Poltergeist już odleciał a ja mogłam iść dalej.
Na miejscu zastałam już Freda, Georga, Amandę i Lee. Przywitaliśmy się cicho.
- To jak gotowa ? - zapytał Fred.
- Chyba tak . - uśmiechnęłam się półgębkiem.
- Masz Mapę ? Będzie nam potrzebna . - zapytał Lee.
- Tak mam. - odpowiedziałam wyciągając moją pierwszą nagrodę w Hogwarcie.
- Super. Anda, trzymaj, przebierz się. - powiedział George rzucając Amandzie małe zawiniątko. Po otworzeniu ukazała nam się stara, wyświechtana szata.
- Znaleźliśmy ja w starym składziku na miotły. - powiedział z dumą w głosie George.
- Eee, a sprawdziliście czy nie ma tam żadnych myszy, albo innych magicznych robali ? - zapytała obrzydzeniem na twarzy Amanda .
- Możesz być spokojna. - odpowiedział Lee. Moja przyjaciółka niechętnie wciągnęła na siebie stare ubranie.
- No Amy, do dzieła. Lustereczko, lustereczko, powiedz przecie kto jest najpiękniejszy w świecie ? - zachęciłam. W ciągu kilku sekund pojawił się przed nami, stary i przygarbiony woźny. Chłopcy aż zaniemówili z wrażenia.
- Ja - odpowiedziała krzywiąc się Amanda.Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, zapominając o tym , że przecież robimy nielegalną wycieczkę do Zakazanego Lasu. Gdy tylko sobie o tym przypomniałam, to przestałam się śmiać.
- Ej, cisza ! - krzyknęłam szeptem. - Jeszcze nas usłyszą i złapią.
- Oups! - powiedzieli wszyscy jednocześnie zakrywając sobie usta ręką.
- To jak idziemy ? - zapytał w końcu Lee.
-Tak ruszajmy już. - powiedział Fred. Każdy z nas, oprócz Amandy która miała mnie i Georga trzymać za rękę, wziął po lampie. Upewniłam się jeszcze czy nie zgubiłam różdżki lub Mapy, po czym wyszliśmy z dziedzińca. Księżyc świecił już wysoko dzięki czemu lampy były nam prawie zbędne. Szliśmy bez słowa przez błonia, kierując się do ścieżki leżącej niedaleko chatki Hagrida. W oknie paliło się światło czyli nasz gajowy jeszcze nie spał.Miałam już nadzieję, że dojdziemy do lasu bez przeszkód, jednak myliłam się. Po chwili usłyszeliśmy donośne szczekanie psa, a zza chatki wyszedł Hagrid w towarzystwie jakiegoś wielkiego kundla. Amanda momentalnie stanęła i gapiła się na gajowego.
- Witaj Argusie ! - zawołał podchodząc do nas. Szturchnęłam mocno moją przyjaciółkę, która od jakiegoś czasu zamarła. Na szczęście ocknęła się i odchrząknęła.
- Rubeus ! - starała się naśladować głos Filcha.
- Co to za uczniaki ? Jesteście chyba pirszoroczni co ? - był bardzo ciekawski, co było bardzo denerwujące dla nas, a właściwie to dla mnie bo patrząc na chłopaków stwierdziłam, że nic ich to nie rusza.
- Hmmmm... Mają karę- przejść po Lesie. - oznajmia Anda. Niestety nie brzmi to zbyt przekonująco.
- Mam z nimi iść ? - pyta znienacka Hagrid. stojący niedaleko Lee dyskretnie kręci przecząco głową.
- N-nie. Poradzę sobie.
- Jak macie na imię ? - pyta zwracając się do nas.
- Fred...
- i George Weasleyowie.
- Lee Jordan.
- Ellie Martin.
- Ama... - zaczęła Amanda zapominając, że jest Filchem. George kopnął ją z tyłu w kostkę w ostatniej chwili powstrzymując ją od dalszej wypowiedzi. Rubeus dziwnie się na nią spojrzał.
- Cholibka. No dobra, tylko uważaj bo jest pełnia. - powiedział na koniec i wszedł razem z psem do domu.
~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj rozdział jest krótszy, bo nie chcę od razu wszystkiego zdradzać ;) Pamiętajcie, że gdy jest takie słowo innego koloru niż cały tekst to kliknijcie, o otworzy wam się zdjęcie :D
Następny rozdział będzie w przyszłym tygodniu, bo jestem chora a w piątek jadę na wesele kuzyna i muszę jeszcze załatwić sporo spraw ;)
~Z punktu widzenia Ellie~
Na kolacji byłam strasznie zdenerwowana, i musiałam uważać żeby Elizabeth tego nie zauważyła. Inaczej bym musiała jej o wszystkim powiedzieć a ona powiedziała by Terry'emu, który z kolei doniósłby nauczycielom.Gdy mieliśmy iść do swoich dormitoriów bliźniacy posłali mi porozumiewawcze spojrzenie, po czym odeszli w stronę wieży Gryffndoru. Wydawało mi się dziwne to, że uczniowie starają się trzymać w tajemnicy gdzie znajdują się nasze w Hogwarcie, a właśnie ja wiedziałam gdzie jest wieża Gryffindoru. Czułam się z tym dziwnie. W pokoju wspólnym porozmawiałam jeszcze trochę z Jamesem i Elizabeth, po czym poszłam do pokoju gdzie Posy, Alice i Cho w piżamach siedziały na łóżkach pochłonięte rozmową. Nie chciałam im przerywać dlatego czym prędzej przebrałam się w piżamę i sięgnęłam po mugolską książkę pt. "W Pierścieniu Ognia" autorstwa Suzanne Collins, którą zabrałam ze sobą z domu. Mam jeszcze część pierwszą i trzecią, po przeczytaniu pierwszej części wciągnęła mnie ta trylogia jak nic innego. Zapaliłam świecę
-Co czytasz ? - zapytała wreszcie Posy.
-"W Pierścieniu Ognia" - uśmiechnęłam się gdy nagle uświadomiłam sobie gdzie słyszałam już imię mojej koleżanki z pokoju. - No tak ! Teraz już wiem gdzie słyszałam twoje imię ! - zwróciłam się do Posy, która zrobiła zdziwiona minę. - W tej książce siostra jednego z bohaterów, a konkretnie to Gale'a ma na imię Posy . - oświadczyłam z powagą.
- Gej-kogo? - zapytała zdezorientowana Alice, na co wszystkie oprócz niej wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Mówi się Gejla. - powiedziałam ledwo nie mogąc stłumić śmiechu.
-No dobra, niech wam będzie. Gejla. - powiedziała z powagą podkreślając szczególnie ostatnie słowo.
-Dobra dziewczyny pozwólmy jej czytać. - zakończyła Cho.
-Dziękuję. - powiedziałam i zaczęłam wreszcie czytać. :
"-Cześć, Katniss - wita się tak, jakbyśmy znali się od lat, choć nigdy się nie spotkaliśmy.
- Cześć, Finnick - odpowiadam równie swobodnie, choć wcale tak się nie czuję. Stoi zbyt blisko, a na dodatek jest półnagi.
- Masz ochotę na cukier ? - Wyciąga dłoń pełną białych kostek. - Ma być dla koni, ale czy to istotne? One jeszcze latami będą się opychały przysmakami, a ty i ja... Cóż, jeśli wpadnie nam oko słodki smakołyk, powinniśmy szybko zgarnąć go dla siebie.
Finnick Odair to żywa legenda Panem. Ponieważ zwyciężył z Sześćdziesiątych Piątych Głodowych Igrzyskach, kiedy miał zaledwie czternaście lat, pozostaje jednym z najmłodszych triumfatorów. Pochodzi z czwartego dystryktu, więc był zawodowcem i dlatego miał większe szanse niż jego rywale, ale żaden trener nie mógłby zapewnić mu niezwykłej urody. Jest wysoki, atletycznie zbudowany, ma złocistą skórę, brązowe włosy i niesamowite oczy. Inni trybuci z jego igrzysk często znajdowali się w krytycznej sytuacji i ratowały ich drobne prezenty, takie jak garść ziarna czy pudełko zapałek, a Finnickowi nigdy niczego nie brakowało, zawsze miał pod dostatkiem żywności, lekarstwo broni. Mniej więcej po tygodniu rywale uświadomili sobie, że to jego należy jak najszybciej wyeliminować, ale było już za późno. Świetnie walczył i miał do dyspozycji włócznie oraz noże, które znalazł w Rogu Obfitości. Kiedy na srebrnym spadochronie sfrunął do niego trójząb, chyba najdroższy prezent, jaki widziałam na arenie, w zasadzie było już po turnieju. Czwarty Dystrykt zajmuje się rybołówstwem, a Finnick spędził na łodziach prawie całe życie, więc trójząb był naturalnym, śmiertelnie groźnym przedłużeniem jego ręki. Na dodatek uplótł sieć z winorośli, którą znalazł na arenie, i za jej pomocą unieruchamiał rywali, żeby tym łatwiej przeszywać ich trójzębem. Już po kilku dniach korona zwycięzcy znalazła się na jego głowie i od tamtej pory kapitolińczycy rozpływają się nad nim z zachwytu. "
Finnick to zdecydowanie mój ulubieniec z tej trylogii. Przeczytałam jeszcze kilkadziesiąt stron, gdy zauważyłam, że powinnam już iść na umówione miejsce. Księżyc był już wysoko na niebie, i dzisiaj miała być pełnia, co jeszcze bardziej mnie przeraziło. Na lekcji Obrony Przed Czarną Magią co prawda nie mieliśmy jeszcze o działaniu pełni,ale wiedziałam, że wtedy przemiany dokonują wilkołaki. Wsunęłam na siebie sweter, spodnie i wiązane buty. Pod pazuchą miałam schowaną Mapę Podróżną.
Zeszłam po schodach do pokoju wspólnego najciszej jak się dało. Miałam nadzieję, że Terry poszedł już spać.Schodziłam właśnie z ostatniego schodka i ukradkiem zajrzałam do pokoju.
- Uffff - szepnęłam cicho. Na szczęście nikogo nie było. Wymknęłam się z wieży. Chciałam iść bocznymi korytarzami, ale uznałam że jeszcze nie tak bardzo dobrze znam Hogwart i mogłabym się zgubić, a tutaj nawet Mapa Podróżna by mi nie pomogła. Minęłam właśnie zakręt gdy zobaczyłam unoszącego się pod sufitem Irytka. Czym prędzej schowałam się za ścianą, żeby mnie nie zauważył. Spojrzałam na zegarek, mam jeszcze pięć minut do czasu zbiórki na dziedzińcu. Wyjrzałam znowu, aby sprawdzić czy skrzat nadal tam jest. Mam ogromne szczęście, pomyślałam. Poltergeist już odleciał a ja mogłam iść dalej.
Na miejscu zastałam już Freda, Georga, Amandę i Lee. Przywitaliśmy się cicho.
- To jak gotowa ? - zapytał Fred.
- Chyba tak . - uśmiechnęłam się półgębkiem.
- Masz Mapę ? Będzie nam potrzebna . - zapytał Lee.
- Tak mam. - odpowiedziałam wyciągając moją pierwszą nagrodę w Hogwarcie.
- Super. Anda, trzymaj, przebierz się. - powiedział George rzucając Amandzie małe zawiniątko. Po otworzeniu ukazała nam się stara, wyświechtana szata.
- Znaleźliśmy ja w starym składziku na miotły. - powiedział z dumą w głosie George.
- Eee, a sprawdziliście czy nie ma tam żadnych myszy, albo innych magicznych robali ? - zapytała obrzydzeniem na twarzy Amanda .
- Możesz być spokojna. - odpowiedział Lee. Moja przyjaciółka niechętnie wciągnęła na siebie stare ubranie.
- No Amy, do dzieła. Lustereczko, lustereczko, powiedz przecie kto jest najpiękniejszy w świecie ? - zachęciłam. W ciągu kilku sekund pojawił się przed nami, stary i przygarbiony woźny. Chłopcy aż zaniemówili z wrażenia.
- Ja - odpowiedziała krzywiąc się Amanda.Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, zapominając o tym , że przecież robimy nielegalną wycieczkę do Zakazanego Lasu. Gdy tylko sobie o tym przypomniałam, to przestałam się śmiać.
- Ej, cisza ! - krzyknęłam szeptem. - Jeszcze nas usłyszą i złapią.
- Oups! - powiedzieli wszyscy jednocześnie zakrywając sobie usta ręką.
- To jak idziemy ? - zapytał w końcu Lee.
-Tak ruszajmy już. - powiedział Fred. Każdy z nas, oprócz Amandy która miała mnie i Georga trzymać za rękę, wziął po lampie. Upewniłam się jeszcze czy nie zgubiłam różdżki lub Mapy, po czym wyszliśmy z dziedzińca. Księżyc świecił już wysoko dzięki czemu lampy były nam prawie zbędne. Szliśmy bez słowa przez błonia, kierując się do ścieżki leżącej niedaleko chatki Hagrida. W oknie paliło się światło czyli nasz gajowy jeszcze nie spał.Miałam już nadzieję, że dojdziemy do lasu bez przeszkód, jednak myliłam się. Po chwili usłyszeliśmy donośne szczekanie psa, a zza chatki wyszedł Hagrid w towarzystwie jakiegoś wielkiego kundla. Amanda momentalnie stanęła i gapiła się na gajowego.
- Witaj Argusie ! - zawołał podchodząc do nas. Szturchnęłam mocno moją przyjaciółkę, która od jakiegoś czasu zamarła. Na szczęście ocknęła się i odchrząknęła.
- Rubeus ! - starała się naśladować głos Filcha.
- Co to za uczniaki ? Jesteście chyba pirszoroczni co ? - był bardzo ciekawski, co było bardzo denerwujące dla nas, a właściwie to dla mnie bo patrząc na chłopaków stwierdziłam, że nic ich to nie rusza.
- Hmmmm... Mają karę- przejść po Lesie. - oznajmia Anda. Niestety nie brzmi to zbyt przekonująco.
- Mam z nimi iść ? - pyta znienacka Hagrid. stojący niedaleko Lee dyskretnie kręci przecząco głową.
- N-nie. Poradzę sobie.
- Jak macie na imię ? - pyta zwracając się do nas.
- Fred...
- i George Weasleyowie.
- Lee Jordan.
- Ellie Martin.
- Ama... - zaczęła Amanda zapominając, że jest Filchem. George kopnął ją z tyłu w kostkę w ostatniej chwili powstrzymując ją od dalszej wypowiedzi. Rubeus dziwnie się na nią spojrzał.
- Cholibka. No dobra, tylko uważaj bo jest pełnia. - powiedział na koniec i wszedł razem z psem do domu.
~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj rozdział jest krótszy, bo nie chcę od razu wszystkiego zdradzać ;) Pamiętajcie, że gdy jest takie słowo innego koloru niż cały tekst to kliknijcie, o otworzy wam się zdjęcie :D
Następny rozdział będzie w przyszłym tygodniu, bo jestem chora a w piątek jadę na wesele kuzyna i muszę jeszcze załatwić sporo spraw ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)